Kwiat Paproci

obraz W.  Pruszkowskiego „Kwiat paproci” (źródło inernet)
Noc Przesilenia Letniego, przypadająca co roku pod koniec czerwca, jest jednym z najbardziej utrwalonych śladów przedchrześcijańskiej spuścizny kulturowej w Europie. Była zresztą (i jest do dziś) świętowana nie tylko na terenie Europy, ale w krótkim wpisie nie sposób uwzględnić wszystkich tradycji! Pozostańmy przy europejskiej…
Ciekawostką jest, że chociaż temu świętu, podobnie jak większości pogańskich, nadano chrześcijańskie znaczenie – Noc św. Jana, to w warstwie obrzędowej pozostało pierwotne. Nigdy zresztą nie stopiły się w jedno, Noc Świętojańska/ Sobótka przypada 23/ 24 czerwca, zaś astronomiczna Noc Przesilenia zwykle nieco wcześniej, pomiędzy 20 a 22 tego miesiąca.
Najkrótsza noc w roku, płonące ogniska, skoki przez ogień, zbieranie ziół, wianki, puszczane na wodę, taniec, zabawa. Ugłaskiwanie duchów wody – wierzono, ze po Przesileniu kąpiel w rzekach i jeziorach jest już bezpieczna. Swobodne, wręcz rozwiązłe w obliczu średniowiecznej (i późniejszej) moralności gry i swawole, tego dnia (a raczej nocy) usankcjonowane obyczajem.

No i oczywiście poszukiwanie Kwiatu Paproci!

Zwanego w tradycji słowiańskiej Perunowym Kwiatem.

Zbieranie ziół i roślin o magicznej mocy było i jest nadal ważnym elementem obrzędów Letniego Przesilenia. Pleciono z nich wianki, oplatano ciało, układano bukiety, palono jako kadzidła, wróżono.. Były wśród tych roślin takie jak dziurawiec, bylica pospolita, arnika, rumianek, macierzanka, cząber leśny, dzięgle, nagietek, kwiaty czarnego bzu, złocienie, rumiany, chabry. Skład obrzędowych „9 ziół” różnił się w różnych regionach. Niezmienne pozostawały: bylica, dziurawiec i kwiat paproci właśnie. Tu ciekawy i sympatyczny artykuł na temat świętojańskich ziół 
Zapach Świętojańskiej Nocy
Współczesna botanika wskazuje, że paprocie nie kwitną. Jednak 1000 lat temu i wcześniej nie znano systematyki takiej jak dzisiejsza. Być może mianem paproci nazywane były inne, kwitnące rośliny, rosnące na podmokłym, trudno dostępnym terenie. To jedna z teorii.
Inna wskazuje na takie gatunki paproci, których pędy zarodnikonośne mogą przypominać kwiaty. Najczęściej wymieniane to nasiężał pospolity i podeźrzon, najpewniej księżycowy. Wzmianki o tym pierwszym przetrwały w postaci wierszowanego zaklęcia, używanego przez kobiety:
Nasięźrzale, nasięźrzale,
Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią;
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże.
Dziś oba te gatunki paproci są ściśle chronione, jednak w dawnych dziejach nie były aż tak rzadkie.
Ich nazwy można odszukać w wielu botanicznych i kulturowych wzmiankach, między innymi u Glogera, Łowmiańskiego, Marcina z Urzędowa i innych.
  Nasiężał pospolity, (Ophioglossum vulgatum L.
 
       Podeźrzon księżycowy,  (Botrychium lunaria (L.) Sw)
Czy zatem Kwiat Paproci jest jest faktem czy mitem?
Realnym zielem czy romantyczną baśnią?
Nie wiemy i być może nie dowiemy się nigdy „na pewno”. Niezmienne pozostaje jedynie to, że poszukiwania tego magicznego Kwiatu rozpalały i rozpalają wyobraźnię do dziś.
Stając się inspiracją dla poetów, pisarzy, kompozytorów, filmowców.
Nadając jeszcze bardziej tajemniczej i baśniowej wymowy świętowaniu Nocy Letniego Przesilenia, lub jak kto woli, Nocy Świętojańskiej, Sobótki.
Niech zatem Kwiat Paproci nadal towarzyszy nam u progu lata, dodając romantyzmu celebrowaniu jego początku!
Pięknego celebrowania życzę wszystkim!
 

To elementarne, drogi Watsonie…

Przed nami mocny, astronomiczny czas. Za nami okres niepokojów i zawirowań.  Trwający w zasadzie nadal i niosący nadal wiele niepewności lub lęków!

Kontaktując się z własnym oddechem w codziennych praktykach doszłam do wniosku, że warto przypomnieć sobie, a może dopiero wyćwiczyć, podstawowe, elementarne właśnie (jak mawiał Sherlock Holmes) ćwiczenie. Proste, skuteczne, niezawodne.

Chcę się nim dzisiaj podzielić. Zapraszam! 

Usiądź wygodnie i zamknij oczy.

Rozluźnij się, znajdź wygodną, przyjemną pozycję

Postaraj się, by kręgosłup był prosty, ale nie napięty

Obserwuj, jak Twój brzuch rozszerza się przy każdym wdechu i opada przy każdym wydechu;

odczuwaj chłód wdychanego i ciepło wypływającego powietrza w nozdrzach, w jamie ustnej, na skórze.

Koncentruj się na tych doznaniach tak mocno, jak potrafisz!

Jeśli odciągną Twoją uwagę jakieś myśli, po prostu je zauważ i wróć do obserwowania oddechu.

Jeżeli zakłóci ją zdarzenie, obraz, dźwięk, odnotuj je i wróć uwagą do swego ciała

Kontynuuj co najmniej przez 10 minut.

Brzmi prosto? Najpotężniejsze medytacje często brzmią prosto.

Jest w nich jednak ogromna głębia. Czy potrafisz przez 10 minut być, a nie robić?

Czy potrafisz zauważyć i zaakceptować swoje myśli

bez walczenia z nimi, usuwania ich na siłę?

Czy potrafisz uwolnić się od myślenia

„To już umiem, daj mi coś zaawansowanego” i zagłębić się w pełni w tę prostą praktykę?

Jeśli nie, do dzieła! Trening czyni mistrza.

Jeśli tak, ćwicz w ten sposób codziennie.

Zostało wielokrotnie zaobserwowane i dowiedzione, że to proste ćwiczenie jest bezcennym narzędziem. Zmniejsza ryzyko depresji i chorób chronicznych,

uodparnia na stres, podnosi odporność fizyczną i psychiczną.

Buduje i wspiera radość życia.

Pozwala doświadczać chwili obecnej, TU i TERAZ,

a tym samym być w bliskim kontakcie ze sobą!

Możesz osiągnąć te wszystkie pozytywne korzyści i znacznie więcej, jednocześnie rozkoszując się każdą chwilą przyjemnej lekkości i rozluźnienia.

Powodzenia!

Z miłością

Którędy do harmonii?

Zdjęcie wiodące: Jola Tąporowska

(dziękuję!)

Kultura, w której żyjemy obecnie my, ludzie cywilizowanej Europy ( i każdej z niej się wywodzącej), zagubiła zupełnie świadomość, że i jak bardzo jesteśmy jednością. Nie tylko my, jako ludzie, ale także jako część Natury. Nie pamiętając ani o wdzięczności, ani szacunku wobec odmienności, różnorodności Życia.

Przez ostatnie wieki kolejne pokolenia, korzystając z dobrodziejstw Natury, zamiast z Nią współpracować i współtworzyć, uczyły się coraz bardziej ją kontrolować. Oraz poddawać swoim, na ogół służącym wyłącznie konsumpcji, przeróbkom. Odrzucając kategorycznie to, co w ludzkim pojęciu było (i jest) mniej przydatne albo wręcz „szkodliwe”. Znajdując metody i sposoby na Jej „okiełznanie” (co i tak się nie udaje, ale to temat na inny temat), z czasem zaś – substytuty, sztuczne zamienniki Jej bogactw. Nie wszystkich oczywiście, ale bardzo wielu. Jeżeli dodamy do tego sztuczne konserwanty, wspomagacze i wypełniacze, tworzone w imię haseł: „więcej, prędzej, wygodniej”, otrzymamy obraz tego, co nas otacza dziś…

Zapominamy zarazem całkowicie o prostym fakcie:

Natura jest Jednością, harmonijną i spójną,

zaś Człowiek jest Jej częścią!

I tę prawdę bardzo dobrze widać dziś, po zaledwie niecałych dwóch wiekach ludzkich prób wyobcowania siebie z naturalnej wspólnoty. Zaprzeczania wręcz, że do niej należymy!

Nie jest moim celem ani zamiarem krytykowanie przeszłości ani poddawanie w wątpliwość wartości nauki, poznania, postępu… Nie widzę też sensu w jakimkolwiek wartościowaniu!

Warto natomiast ją po prostu przypominać…

i zacząć zmieniać perspektywę!

Fot. E. Ś.

Mamy jako Żyjące Istoty potężne Dary:

świadomość, zdolność kreacji i wolność wyboru.

***

Zawdzięczamy naszym umysłom bardzo wiele i nadal możemy,

ba, musimy z ich Mocy korzystać!

Róbmy to zatem mądrze, w porozumieniu i harmonii z tym,

co jest naszą naturalną Mocą, Mocą Serca.

Wybierając, jak przez wieki do tej pory, jedynie w myśl własnych, doraźnych korzyści i chłodnej logiki, tak naprawdę tworzymy sobie zimny i sztuczny świat.

Rozejrzyj się uważnie, drogi czytelniku,widać to gołym okiem. To, co nas otacza, z całym dobrodziejstwem inwentarza, jest naszą własną kreacją! Na każdym poziomie, fizycznym (materialnym), emocjonalnym, duchowym. Zarówno plusy jak i minusy dzisiejszej rzeczywistości zafundowaliśmy sobie i Ziemi my sami!

Zrazem każdy z nas jest częścią Natury, czy tego chcemy, czy nie. Przynajmniej w biologicznej, cielesnej części. Zatem jeżeli i dopóki żyjemy na planecie Ziemia, pozostajemy częścią Jej ekosystemu. Ekosystem zaś, jak zawsze, dąży do harmonii i równowagi. Zatem: coś za coś.

Może kilka przykładów, dla zobrazowania:

Żyje ci się wygodnie. Uzależniasz tę wygodę od stanu posiadania. Załóżmy, że płacisz za tę „własność” pieniędzmi. By je zarobić, zapracowujesz się codziennie, budując sobie narastający stres. Bojąc się utraty tego, co „masz”, albo pragnąc jeszcze więcej, nasilasz ów stres i obawy. W rozliczeniu nie masz ani sił ani ochoty na to, by cieszyć się codziennością, o którą zabiegasz. Jakość Twoich emocji stale pozostawia wiele do życzenia, prawda? Nie masz przypadkiem wrażenia, że jesteś przepracowany, przemęczony, że to wszystko na nic, i co Ty w ogóle z tego masz?

Żyjesz „higienicznie” i w kulcie młodego ciała. Usuwasz ze swojego otoczenia wszelkie potencjalne zagrożenia, izolując się od nich. Często zanim one się pojawią. Znów – żyjesz w strachu przed jakąś, zwykle niesprecyzowaną, chorobą, pozbawiając swoje ciało całej jego naturalnej ochrony i zdolności adaptacji. Efekt? Twoja odporność spada, zaś podatność na wszelkie czynniki chorobotwórcze jest wielokrotnie większa!

Oddychasz nieuważnie, byle jak. Nie zwracasz uwagi na swój oddech, bo i po co? On i tak stale płynie, organizm o to zadba. W zabieganym, pełnym stresu życiu, Twój oddech staje się najczęściej płytki, szybki, nawykowy. W rezultacie jesteś coraz bardziej niedotleniony, łatwiej ulegasz stresom i obawom. Spada Twoja odporność. Tracisz kontakt z własnymi emocjami i zdolność ich rozpoznania. Masz niższą tolerancję nie tylko na choroby, ale i na wpływ otoczenia. Cierpią Twoje relacje z bliskimi, współpracownikami, ludźmi w ogóle. Oddalasz się, zamykasz w sobie. Przyjemnie ci w takiej, zamkniętej samotności?

To jedynie trzy ciągi przyczynowo skutkowe, bardzo częste w naszym codziennym bytowaniu. Jest ich znacznie więcej. Każdy z nich naocznie i prosto pokazuje jak działają zależności pomiędzy Twoim ciałem, emocjami, umysłem. Każdy też w prosty sposób da się zmienić. Zmiana zaś zależy tylko i wyłącznie od Ciebie! Twojej woli i, krok po kroku, przepracowania nawyków…

Nie zmienimy z marszu i „od ręki” całego otaczającego świata. Nikt z nas nie ma też raczej na tyle sił i świadomości lub środków, by wpływać na sytuację globalną. Ale każdy, bez wyjątku, może zmieniać własne przyzwyczajenia i przekonania, dając przy okazji przykład innym!

Każdą zmianę zaczyna się od Siebie!

***

Dogadując się ze strachem i pozbywając poczucia braku,

budujesz sobie spokój, wewnętrzne bezpieczeństwo i zaufanie do Życia.

***

Pozwalając ciału na naturalność, dajesz mu siłę do rozwoju

i samoobrony wtedy, kiedy jest potrzebna.

***

Oddychając uważnie i świadomie, stajesz się zdrowszy, spokojniejszy,

bardziej przyjazny dla siebie i otoczenia.

***

Mając kontakt ze swoimi emocjami możesz je rozpoznawać,

porządkować, uczyć się je akceptować.

W rezultacie odnajdujesz wewnętrzną harmonię.

Tę, która jest nieodłącznym atrybutem Natury!

Fot. E.Ś.

Dokładnie w ten sposób, poszukując dróg i sposobów na łagodne, cierpliwe zmiany we własnym życiu, budujemy Nowy Świat. Nie sami, oczywiście. Ale zmiany w nas stają się szybko zauważalne dla otoczenia. I z reguły przyciągają tych, którzy również do zmiany tęsknią. Dzięki własnym doświadczeniom, możesz być im pomocny. Wspierać, pokazywać, pomagać. Dokładnie tak, poprzez stałą wymianę i wzajemne zależności, działa Natura. Wchodząc w osobisty obszar harmonii z Nią, pomagasz odbudować tę globalną. Wspierając i inspirując innych, przyspieszasz cały proces!

Pomagasz uzdrowić Jedność Wielkiego Kręgu Życia,

która jest po prostu faktem.

Tak, właśnie TY!

Szerokiej Drogi!

PS. Celowo i z rozmysłem piszę o ciele, emocjach i umyśle,

pomijając w tm wpisie temat Duchowości.

To intymna, osobista strefa, dla każego z nas indywidualna

i nie moją rolą ani prawem jest komukowiek czegokolwiek w tym obaszarze dyktować!

Z miłością

Strach versus Miłość/ Radość

Wszyscy je znamy. Nazywamy uczuciami lub emocjami.

Na podstawie ich obecności lub braku klasyfikujemy swoje samopoczucie

jako „dobre” lub „złe”

Jak to jest z nimi naprawdę?

Od dłuższego czasu jestem przekonana,

że tak naprawdę zarówno Miłość jak i Strach

są czymś znacznie wiecej, niż ulotne odczucia, odbierane dzięki bodźcom,

płynącym z ciała.

Odbieram je jako STAN BYCIA,

swoistą bazę dla wszystkich swoich/ naszych reakcji, uczuć i emocji.

Cytując pierwszą część znanej trylogii N.D. Walsch’a „Rozmowy z Bogiem”:

„Wszystkie ludzkie postępki w gruncie rzeczy wynikają ze strachu lub z miłości. Tak naprawdę istnieją tylko te dwa uczucia – dwa słowa w mowie Duszy. Stanowią one przeciwległe bieguny całego Mego stworzenia, a także świata, w jakim żyjesz.

Rozpiętość między tymi dwoma punktami, Alfą i Omegą, pozwala zaistnieć systemowi zwanemu przez ciebie rzeczywistością względną. Bez nich, bez tych dwóch idei, niemożliwa jest żadna inna” […] „To po prostu różne wersje, różne ujęcia tego samego tematu”

Zamieszczam ten cytat, ponieważ klarownie wyjaśnia rozumienie zagadnienia, w pełni spójne z moim własnym.

Do „obszaru” Strachu należą, między innymi: niepokój, lęk, smutek, żal, rozgoryczenie, zazdrość, zagubienie, niedowartościowanie, zranienie, poczucie braku, tęsknota, gniew, poczucie winy, uraza, oczywiście również poczucie zagrożenia, panika, obsesje… I wiele innych stanów, będących częścią kalejdoskopu ludzkiego doświadczania.

Wszystkie te uczucia i emocje łączą wspólne cechy. Strach i jego pochodne zamykają, ograniczają, zasłaniają, zaciemniają, wiążą, dzielą, blokują, hamują, zaciskają, kurczą, ranią, odgradzają, budują mury i zasieki. Wywołują nieprzyjemne, bolesne wręcz doznania ze strony ciała. Tym mocniejsze, im bardziej opieramy się ich doświadczaniu.

Z „przestrzeni” Miłości/ Radości przychodzą: przyjemność, zaufanie, rozbawienie i wesołość, swoboda, szczerość, uprzejmość, szacunek, tolerancja, poczucie więzi, bliskości, bezpieczeństwa, obfitości, wzruszenie, zachwyt, podziw, upojenie, euforia… I znów, można tak długo.

Miłość, będąca Radością Życia, pomaga otwierać, uwalniać, przygarniać, przytulać, rozjaśniać, akceptować, wspierać, rozwijać, łączyć, wspierać, łagodzić, goić, wznosić. Ich efekty z poziomu ciała są przyjazne i przyjemne, toteż chętnie się na nie otwieramy.

Pozornie wydawać by się mogło, że jesteśmy skazami na miotanie się „pomiędzy”. Że uczucia ze spektrum Strachu lub Miłości „pojawiają się” w efekcie czynników zewnętrznych. Zmuszając każdego z nas do reakcji, chwilowej radości lub oczekiwania, że niemiłe doznania miną. Albo wypierania ich, by uniknąć niewygody i cierpienia. I tak faktycznie postępujemy w swoim życiu, tak nas nauczono, do tego przywykliśmy.

Tymczasem w gruncie rzeczy sprawa wygląda odwrotnie!

Wybór zawsze należy do Ciebie, do mnie, do każdego z nas! W każdej sytuacji życiowej, relacjach, związkach, okolicznościach.

Jedyne, co jest absolutnie niezbędne, by wybierać, to wiedza, że mam taką możliwość.

Zaczyna się zawsze właśnie od uświadomienia sobie możliwości wyboru.

Drugim krokiem jest uważna obserwacja swoich reakcji, nawyków, przekonań

i umiejętność rozpoznawania emocji. Kolejnym – praca nad tym, by nie reagować nawykowo, a właśnie z poziomu wybierającego.

Praca zazwyczaj niełatwa, wymagająca czasu, zaangażowania, poznawania przydatnych narzędzi, wyboru tych akurat dla mnie najlepszych.

Tym niemniej możliwa! I naprawdę warta podjęcia.

W obecnym zaś czasie, kiedy procesy zmian na Ziemi i w nas samych, przyspieszają gwałtownie, po prostu niezbędna. Nie tylko dla siebie, chociaż…

od siebie się zaczyna!

Powodzenia!

***

P.S. Do tematu Strachu i podejścia do niego jeszcze wrócę, ten wpis go zaledwie delikatnie zarysował

Kropla drąży skałę, czyli ponownie o Życiu Roślin

Jak co roku od wielu już wieków, a raczej tysiącleci, wraz początkiem i rozwojem wiosny, czasu wzrostu i zakwitania Roślin, rozpoczyna się dla ludzi sezon na ich zbiory. W każdym razie w klimacie, w którym żyjemy. Ten sezon potrwa do późnej jesieni, pozwalając nam na zbiór, gromadzenie i przetwarzanie Roślin, całych albo ich części, ku naszemu pożytkowi i zdrowiu.

To wielki, obfity Dar od Natury i naprawdę warto, byśmy, marząc o jedności i szczęśliwym, harmonijnym życiu na Ziemi, przypomnieli sobie także i tę prawdę!

Życie, każde Życie, płynace poprzez Ludzi, Zwierzęta i Rośliny,

a także Ziemię jako Istnienie,

jest święte!

Piszę o „przypomnieniu”, bo nie jest to w gruncie rzeczy nic nowego. Starodawne i rdzenne kultury od wieków dbały i nadal zachowują w swojej tradycji ceremonie i obrzędy, mające wyrażać właśnie wdzięczność. Czy adresatem tej wdzięczności jest Natura jako Istota, czy jakaś spersonalizowania Bogini lub Bóg, to już w gruncie rzeczy sprawa drugorzędna. To, co najistotniejsze, to, obok wdzięczności, poszanowanie wszelkiego Życia i uznanie jego wartości. Tylko krok dzieli takie podejście od dostrzegania Jedności Wszystkich Istot i ich wzajemnych zależności.

Wiele razy już na tym blogu (i nie tylko) o owej zależności i powiązaniach pisałam. Jak również o potrzebie szacunku i doceniania życia, jakkolwiek się ono manifestuje. Jako Roślina także!

Bo Rośliny to również żywe Istoty. Podobnie jak Ludzie czy Zwierzęta.

Nie mamy na ogół oporów przed uznaniem siebie samych za Istoty żyjące. Powoli i na szczęście coraz częściej, coraz bardziej masowo, szanujemy też prawo do życia dla Zwierząt. Chociaż to nadal, w ogólnym rozrachunku, jest w zależne od tego, co to za Zwierzęta…

Gorzej, niestety, z uznaniem tego samego prawa dla Plemienia Roślin. Nadal postrzegamy je raczej jako rzeczy, przedmioty, bardziej lub mniej użytkowe. Ewentualnie elementy krajobrazu. Przynajmniej dla większości ludzi taka klasyfikacja jest oczywista.

Owszem, piękne, dekoracyjne, urokliwe, często smaczne, dające cień, dostarczające tlenu i wielu cennych surowców, tworzące zbiorowiska (łąki, lasy, pola, parki, skwery, zarośla), w których dobrze się czujemy, ale… to by było na tyle. Swoją drogą, już chociażby z tego wyliczenia widać, jak Rośliny są ważne!

Roślinne życie jest bardzo odmienne od naszego. Z biologicznej perspektywy bliżej nam do Zwierząt i z pewnością dlatego też łatwiej nam zwierzęcą „tożsamość” zauważyć, pojąć i zaakceptować. Aby dostrzegać i odbierać życiowe procesy, płynące w Plemieniu Roślin i poszczególnych jego członkach, trzeba znacznie większej niż w przypadku Zwierząt, osobistej wrażliwości, uważności.

A przede wszystkim, pomysłu, że ONE TAKŻE ŻYJĄ!

Żyją, mają swoje cykle, wrażliwość, odczucia, wzajemne zależności, związki, pamięć… Wymianę energii (i nie tylko), zdolność do relacji z innymi organizmami, są wrażliwe na emocje i wiele różnorodnych czynników. Tak w obrębie konkretnych gatunków, jak i indywidualnie. Są nieodłącznym i ŻYWYM ogniwem ziemskiego bytowania.

Cały ten tekst nie ma na celu nawoływania, byśmy przestali zbierać Rośliny i korzystać z ich darów! Nie jest też moim zamiarem budzić w kimkolwiek poczucia winy. To nie miałoby sensu ani nie służyło niczemu konstruktywnemu.

Chcę po prostu, w imieniu tych naszych Współbraci,

którzy pozbawieni są możliwości kontaktowania się z Nami w sposób dla większości z nas jasny i zrozumiały,

poprosić o szacunek. Uznanie. Docenianie tego

jak wiele im zawdzięczamy.

Jak bardzo dużo otrzymujemy od nich i dzięki nim.

W Kręgu Ziemskiego Życia ich rola jest ogromna.

I wciąż jeszcze przez nas niedoceniana, przynajmniej w powszechnej świadomości.

Nade wszystko zaś chcę poprosić o uznanie ich Życia!

Kiedy wybierzemy się na ziołowe albo roślinne zbiory, do lasu, na łąkę, do własnego sadu lub ogrodu, balkonu, doniczek na parapecie okna, spróbujmy o tym uznaniu i szacunku pamiętać.

Uczmy się go, jeżeli nie jest dla nas oczywisty.

Obok pozyskiwania cennych dla nas surowców, przeznaczmy trochę czasu na wspólne z Roślinami bycie. Obserwację. Uwagę.

Plemię Roślin z nawiązką odpłaci za naszą życzliwość i dobrą wolę! Jeżeli nie darem materialnym, to z pewnością lepszym samopoczuciem, spokojem, zdrowym oddechem, wyciszeniem i harmonią w nas samych.

Warto spróbować…

Pięknych doświadczeń

w budowaniu relacji z Plemieniem Roślin

życzę wszystkim i każdemu!

Wiosennie raz jeszcze

Na początek wypada chyba przeprosić za kolejne „powtórki’!

 Z nadzieją, że komuś jednak przydatne…. 

***

Jak co roku w podobnym mniej więcej czasie „na scenę”

wkroczyła wiosna!

Wraz z nią zaś początek naszego szerokiego użytkowania darów Natury,

mniej lub bardziej ujarzmionej.

Tę „oswojoną”, ogrodową, sadowniczą i polną w większości znamy

i wiemy jak z jej zasobów korzystać.

A co z dziką częścią roślinnego świata?

Dla wielu nadal tajemniczą i nieznaną?

Dla chcących ją zgłębiać pozwolę sobie zamieścić kilka sugestii…

Rozpoczynanie przygody z dzikimi roślinami bardzo ułatwi wszystkim trening dwóch umiejętności:

uważności i cierpliwości.

Ta pierwsza, czyli uważność, niezbędna jest by zacząć dostrzegać. Patrzeć tak, by widzieć. W tym, co zwykle jest dla nas tylko mniej lub bardziej zielonym (lub kolorowym) tłem, zauważyć różnorodność form, barw, faktur, ich wzajemne przenikanie. Innymi słowy – bogactwo Natury i jego poszczególne skarby.

Ten etap jest w zasadzie prosty. O ile tylko mamy wolę i chęć, by patrząc – widzieć, bardzo szybko opanujemy tę umiejętność. Wystarczy czasem nawet jeden, a z pewnością kilka spacerów w jakikolwiek zielony teren. Może być nawet trawnik przed blokiem wielkiego miasta!

No ale… jak to zrobić?

Wyjdź przed dom: na trawnik/ do parku/ na łąkę, pole, do lasu – gdziekolwiek.

Zatrzymaj się w miejscu, gdzie wkoło ciebie jest „zielono” i….

po prostu patrz!

DSCF1414

Fot. Ewa Ślęczek – Bodzentyn

Zobacz różnorodność i bogactwo. Przyjrzyj się uważnie, spostrzegaj różne kształty, kolory, odcienie i ich wzajemne relacje. Nie tylko pod nogami, także wokół siebie i ponad głową – krzewy i drzewa to też cenne rośliny! Jeżeli takich „spacerów uważności” zaplanujesz więcej, z kolejnych dniach zobaczysz także zmiany – często bardzo subtelne.

Dla niepewnych siebie lub chcących potrenować – przydatne może być ćwiczenie,

które opisywałam TUTAJ.

Na takim, początkowym etapie, nie musimy nawet wiedzieć CO widzimy,

nie ma potrzeby nazywania ani dokładnej klasyfikacji roślin.

Najważniejszym zadaniem na początek

jest dostrzec, że SĄ!

Świat roślin warto poznawać nie tylko wzrokiem. Dotykaj, powąchaj.. Tylko ze smakowaniem trzeba się wstrzymać do momentu, kiedy już wiemy „co jest czym”! I tu wkracza na scenę druga umiejętność zielarza – praktyka, z własnego doświadczenia wiem, że dużo trudniejsza do opanowania – cierpliwość!

Cierpliwości tak prawdę mówiąc „nauczyć się” nie da. Ale… da się ją wytrenować. Zresztą sama Natura zadba o to, byśmy tę cierpliwość posiedli! Żadne poganianie z naszej strony nie zmusi naturalnego cyklu do zmian – pozostaje jedynie przystosować się do nich!

Jak już wspominałam kiedyś, nasz brak cierpliwości szkodliwy i męczący jest jedynie dla nas samych. Jego owocami są: stres, emocjonalna presja, często – nieprzemyślane, mylne lub niepotrzebne zbiory….

Naprawdę – nie warto się niecierpliwić!

Kolejny cenny sprzymierzeniec w zbiorach roślin to brak oczekiwań. Nawet jeżeli mamy pomysł co chcemy odnaleźć i zebrać – nie przywiązujmy się do tych planów. Pozwólmy sobie (i Naturze) na improwizację, niespodzianki, a nawet brak zbiorów. Każda wyprawa w świat roślin dostarczy nam skarbów – nawet taka, z której wrócimy z pustymi rękami. Co, mówiąc nawiasem, zdarza się bardzo rzadko! Jeżeli uczymy się poznawać rośliny, warto mieć pod ręką aparat fotograficzny (albo szkicownik!) i uwieczniać okazy na miejscu, tam, gdzie rosną. Zarówno nam samym jak i innym łatwiej będzie klasyfikować gatunki widziane „w Naturze” niż zerwane i pokazane osobno. Przy okazji unikniemy niepotrzebnego niszczenia…

gwiazdnica

Gwiazdnica w „towarzystwie”

Z kolei dla wszystkich mających już za sobą doświadczenia „zielarskie”

mała podpowiedź…

Przygotowując się do kolejnego sezonu obfitości w Naturze warto zrobić mały (albo i większy) remanent. Sprawdzić czego z potrzebnych w codzienności surowców mamy nadmiar, czego pozostało „akurat w sam raz”, czego zaś zabrakło? Łatwiej będzie dopasować plany na kolejny rok do własnych potrzeb.

Z pewnością też w nowym sezonie pojawią się nowinki jeszcze nam nie znane, albo takie, których nie poznaliśmy dokładniej. To żelazna reguła, nawet po latach pracy z roślinami! Liczmy się z tym, planując zbiory, maceraty, wyroby, przetwory, itp. Nie jest trudno ulec pokusie „wszystko ze wszystkiego”, szybko zaś okazuje się, że połowa albo i więcej się nam dubluje! Albo zwyczajnie nia mamy co zrobić z przygotowanymi zapasami… Piszę to oczywiście dla osób, które swoje zbiory przeznaczają dla siebie i bliskich.

Bywa czasem tak, że znajdujemy wyjątkowo bogate stanowisko rośliny, którą znamy i cenimy.

Jak chociażby łąka pełna kwiatów mniszka

P1210227

Nie ulegajmy złudzeniu,

że jeżeli nie zbierzemy (i nie przerobimy) ich wszystkich,

to one się „zmarnują”!

W Naturze nic się nie marnuje, nie ma takiej możliwości! Nie jesteśmy jedynymi użytkownikami tego bogactwa. Rośliny rosną, kwitną i owocują, podobnie jak zwierzeta żyją własnym rytmem, niezależnie od tego, czy ludzie są w pobliżu, czy ich nie ma. Ba, z punktu widzenia naturalnego cyklu, obecność czlowieka często bywa niszcząca. O czym wszyscy doskonale wiemy – nie trzeba byłoby dziś tworzyć obszarów chronionych ani otaczać ochroną kolejnych gatunków, gdybyśmy umieli szanować Naturę od wieków.

Z drugiej strony – Życie jest zmianą, cyklem. Upieranie się by wszystko pozostawało stale w stanie niezmienionym jest równie utopijne jak na przykład oczekiwanie, że wiosenne kwiaty będą kwitły aż do zimy… Albo, że nasze dzieci nie dorosną. Albo że…. (można tak długo!).

Wracając jednak do praktyki – zbierajmy (mniej więcej) tyle, ile nam realnie potrzeba. I bądźmy świadomi, iż ten cudowny Świat wokół nas jest bogaty, zmienny i pelen możliwości. Każdy surowiec możemy uzupełnić lub zastapić innym, o ile naprawdę nam na tym zależy. Przynajmniej do późnej jesieni… W miarę poznawania różnorodności i możliwości roślin zdobędziemy nie tylko cenne, wartościowe składniki naszych potraw, kosmetyków, octów, maceratów, nalewek itp.

Z każdą kolejną wyprawą po naturalne dobro odnajdziemy więcej doświadczenia, radości, spokoju i własnej satysfakcji. Nauczymy się dokładnie tego, od czego powinniśmy zaczynać: uważności i cierpliwości!

Nie tylko wobec Natury – także wobec siebie samych i otaczającego świata. Takiego, jakim jest!

20140424_164128

Łąki nowohuckie; fot. Ewa Ślęczek

Im rychlej odnajdziemy w sobie otwartość na ten,

pozamaterialny wymiar zielarskiej przygody,

tym więcej z niej skorzystamy.

Czego wszystkim bez wyjątku poszukiwaczom,

zbieraczom, wytwórcom i „zielarzom”

z całego serca życzę w kolejnej odsłonie piękna i bogactwa Natury….

W ikonie wpisu – fot. Ewy Ślęczek 

O oddechu słów kilka

Spiro, ergo sum

Oddech.

Można o nim napisać to samo, co kiedyś napisałam o roślinach:

jest taką oczywistością, że nie dostrzegamy go!

Oddychamy automatycznie i odruchowo. Zazwyczaj nie mamy nawet świadomości tego faktu!

Zarazem oddech jest potrzebą, której braku nie doświadczamy (poza ekstremalnymi sytuacjami). Zdarza się nam być głodnym, spragnionym, sennym, ale oddychamy zawsze. Ten cykl rozpoczyna się z pierwszym oddechem noworodka i trwa całe życie…

Wiem, piszę oczywistości. Ale warto je sobie przypomnieć! Gdyż oddychanie jest czynnością, której nasz organizm wprawdzie sam „pilnuje”, ale może być przez każdego z nas w pełni kontrolowany. Uważnie i świadomie…

Od wieków świadome kontrolowanie oddechu było i jest

jedną z kluczowych metod osobistego rozwoju.

Jego jakość jest równie ważna dla ciała jak i dla ducha.  Oddech jest naszym łącznikiem z ciałem, emocjami, duchowością, świadomością, Życiem. We wszystkich bez wyjątku kulturach łączony jest z ideą „Ducha”. Jest Jego wyrazem, nośnikiem, wyobrażeniem.

Jest też cudownym „barometrem” naszych emocji, a zarazem sposobem na ich rozpoznanie i regulację.

Bardzo łatwo zrobić prosty eksperyment:

Wygospodarujmy sobie kilka – kilkanaście minut. Usiądźmy spokojnie i obserwujmy swój oddech. Taki, jaki jest, bez żadnych ingerencji…

Kiedy już wsłuchamy się we własne oddychanie, spróbujmy oddychać szybciej. Bardzo prędko zaobserwujemy zmiany: serce bije prędzej, mięśnie się napinają, mamy poczucie niepokoju, pośpiechu. Własnie wywołaliśmy u siebie stan podniecenia/ niepokoju, może strachu?

Z kolei uspokójmy swój oddech. Zwalniając go, oddychajmy głębiej, pełniej. I znowu zmiany pojawią się bardzo szybko: uspokajamy się, ciało się rozluźnia, serce zwalnia, być może pojawi się radość, śmiech… a może żal? Z pewnością zaś wyciszenie.

Oczywiście te same mechanizmy działają „odwrotnie”. Kiedy czujemy silne emocje, zachowując świadomość i kontrolę oddechu, możemy nad nimi panować, zmieniać je.

Tak, to jest właśnie aż takie proste – wystarczy zwykła obserwacja.

Plus trochę ćwiczeń…

To tylko jedna, najbardziej elementarna korzyść ze świadomego oddychania. Jest ich nieporównanie więcej, napisano o tym zresztą całe tomy! Oddech, jak już wspomniałam, jest istotą Życia, łącznikiem świata fizycznego (ciała) z tym bardziej subtelnym (umysł, duch).  Łączy nas też z bogactwem Natury i jej przebogatym cyklem.

Dziś, z okazji Światowego Dnia Oddechu,

spróbujmy być świadomym Jego potęgi!

Kto wie, co nam to przyniesie??

Kilka lat doświadczeń ze świadomym oddechem daje mi poczucie, iż to oddech właśnie, a nie intelektualny rozwój, jest kluczem do BYCIA! Stąd początkowa trawestacja kartezjuszowej maksymy… Zaś dla wzbogacenia wrażeń – link do pięknego, chociaż króciutkiego filmu:

z7242415P

Oddech planety

Czas świętowania

Miło jest świętować!

Mieliśmy w minionych dniach sporo okazji do świętowania.

Okazji różnych i w różnym stopniu –  dla każdego odmiennym –  znaczących.

Taki wspólny, jednoczący wielu czas świętowania przynosi przebogatą, cudowną, magiczną energię. Nieocenioną dla każdego z nas i dla świata….

Może by zatem przedłużyć ów

Czas świętowania???

Dzień po dniu, na cały rok, na każdy kolejny dzień, godzinę, minutę, chwilę???

Odnajdujmy codzienne okazje do wdzięczności,

świętujmy je i wyrażajmy tę swoją wdzięczność – tak, jak dyktuje serce!

IMG_1252

***

W ramach własnego wkładu w ten pomysł – świętuję!

Kilka dni temu z radością odkryłam,

że mam już okrągły tysiąc przyjaciół, obserwujących blog  

„Zielicha”!

Nie jest to zapewne wiele dla wytrawnych blogerów, ale dla mnie – miła niespodzianka! Z tej okazji po raz kolejny  „wzięłam się za bary” z tajnikami internetowych zawiłości i udało mi się się udostępnić

„Zielnik pierwszej pomocy”,

moją pierwszą i, jak do tej pory jedyną, poważniejszą publikację zielarską. Mam szczerą nadzieję, że nie pozostanie osamotniona, na razie zaś link do e-booka zainteresowani znajdą pod zdjęciem okładki w pasku bocznym bloga.

okładka poprawiona copy

***

Wszystkim obserwującym wyrażam ogromną, serdeczną wdzięczność

z nadzieją,

że treści zawarte w blogu są przydatne,  

sprawiają Wam przyjemność i stanowią dla Was inspirację!!!

***

Tu zaś pozwalam sobie wrzucić króciutki fragmencik tekstu „Zielnika”:

„Porady praktyczne

Pogotowie roślinne

Znajdując się w otoczeniu mniej lub bardziej dzikiej przyrody, wielu ludzi ma poczucie zagubienia, bezradności i braku zaspokojenia najbardziej, ich zdaniem, elementarnych potrzeb. Wprawdzie telefonia komórkowa wiele zmieniła, dając jakąś namiastkę kontaktu z cywilizacją (a często realną pomoc), ale i telefon może zawieść. Nie mówiąc już o braku zasięgu na przykład. Ewentualnie braku telefonu, co wbrew pozorom nie jest niemożliwe. Nawet w dzisiejszej rzeczywistości…

Warto zatem wiedzieć, jak zapobiegać temu wyobcowaniu. Odbudowywać poczucie przynależności i bezpieczeństwa w naturalnym otoczeniu. Natura jest naszym środowiskiem, czy tego chcemy czy nie. Umiejętność korzystania z jej potencjału to nie nowość, a powrót. Bardzo nam potrzebny we współczesnych realiach!

A rośliny to ogrom możliwości. Gdzie i które z nich zastosować? Często natychmiast, doraźnie? W jaki sposób?

W czasie obozów, wyjazdów, pobytu nad wodą, w lesie, wakacji w gospodarstwach agroturystycznych, podczas wycieczek i „zielonych szkół” – potencjał Natury mamy w zasięgu ręki. Porady tu zawarte dotyczą sytuacji awaryjnych, ale nie tak znowu rzadkich, jak ukąszenia owadów, oparzenia (w tym słoneczne), stłuczenia, zranienia, zwichnięcia i nadwyrężenie mięśni lub stawów, bóle brzucha czy głowy, zatrucia pokarmowe, kolki, nudności, „skoki” ciśnienia tętniczego i wiele innych. Zanim znajdziemy lub doczekamy się na jakąkolwiek pomoc fachową – można zapobiec pogorszeniu, a często wręcz uniknąć konieczności leczenia konwencjonalnego! W jaki sposób, postaram się pokazać.

Nie omówię oczywiście ani wszystkich możliwych przypadłości, ani całego potencjału roślin w tym zakresie! Ale zamieszczone tu porady z pewnością umożliwią pomoc, przynajmniej w zakresie podstawowym.”

Gongi, podróże i stara brzoza

Znów bardzo dawno nie odzywałam się na „kartach” bloga.

Cóż… dla form i grzeczności: ponownie przepraszam!

Z automatycznych rejestrów wynika, że jest czytywany, toteż od kilku dni myślę, że pora sobie przypomnieć o tej formie komunikacji – i zarazem przypomnieć o sobie. A przy okazji coś niecoś wyjaśnić.

Tytuł tego wpisu nie przypadkowo stanowi nawiązanie do baśni o krainie Narnii… Dziś nie będzie o jesiennych pożytkach ziołowych, dziś będzie o jesiennej magii. A magia to przecie domena bajek, czyż nie?

A zatem:

Moje milczenie tutaj wynika z prostego faktu: jestem w podróży…

Niewiele ma ta podróż wspólnego z czasem ani przestrzenią (chociaż w jej ramach przemierzyłam niemało kilometrów!); jest głęboko osobista. I to właśnie, ten jesienny „czas dojrzewania” sprawia, że nie mam zbytnio głowy (ani nawet ochoty), by stwarzać blogowe wpisy! Cykle się powtarzają, ale nigdy nie są takie same. Natura już wielokrotnie mnie tego uczyła – i uczy nadal!

Jesień zawsze sprzyja refleksji i zbiorom. Zbieram zatem pieczołowicie bogate „owoce” wieloletnich poszukiwań, przetwarzam, opisuję… Pracuję, jak wielokroć wcześniej, bez gotowych przepisów ani receptur. Nie mam zatem pojęcia CO tak naprawdę uzyskam!

Wiem tylko, że będzie to (a raczej – jest!) cenne…

brzoza wczesna

Jedna z moich podróży przez czas i przestrzeń przywiodła mnie niedawno do pięknych, ciekawych wrażeń, pięknych, ciekawych ludzi, doświadczania siebie, oddechu, dźwięku i…. do prastarej brzozy. Przy okazji: brzoza na załączonej fotografii nie jest stara, ma zaledwie około 20 lat! To młodziutkie dziewczę jeszcze. Tamtej, wiekowej, majestatycznej, omszałej, pochylonej lekko nad ogromnym głazem, nie miałam jak uwiecznić. Brzóz rosło w okolicy sporo i wiele z nich bardzo okazałych. Ta jednak przywołała mnie niemal natychmiast. Rosła tuż pod balkonem pokoju, w którym spędziłam dwie noce. Była, jak wszystkie brzozy, opiekuńcza, macierzyńska, kobieca. Przepojona magią – również jak wszystkie brzozy.

Kolejne poznane urokliwe miejsce: Zagroda Ojrzanów i naprawdę magiczny czas: warsztaty z Arapatą.  Głęboko osobiste spotkanie z kulturą z dalekich stron, tak egzotyczną, odmienną, a tak zarazem tak bliską. Z samą prowadzącą, niezwykłą, wrażliwą, świadomą Istotą. Z grupą niesamowitych, doświadczających siebie kobiet. Wszystko nasycone pięknym rezonansem gongów (dziękuję Kamilo!!!), radością tańca, oddechu, ciszą wspólnego milczenia…

Prastara brzoza była mi tam strażniczką, powiernicą, nauczycielką, dawczynią. Przewodniczką w kolejne rejony znanego przecież świata… 

Nie po raz pierwszy spotkałam w życiu takie matrony. Pamięć cofnęła mnie o kilka lat wstecz i przywiodła do wspomnień z uroczego, chociaż krótkiego epizodu, któremu także patronowały prastare brzozy. Tam pełniły wartę przy leśnym źródełku zamienionym w studnię. Tutaj? Czyjeś wrażliwe oko dostrzegło wyjątkowość miejsca. Na głazie u stóp drzewa umieszczono piękne, srebrzyste naczyńko o eleganckim kształcie sosjerki, jakby czekające na wiosenne zbiory brzozowego soku…

Powróciły tez z mroków niepamięci, a raczej odległych wspomnień, ukochane przyjaciółki – brzozy z dzieciństwa…

Tym razem zaś ta leciwa opiekunka ułatwiła usuwanie dokuczliwych, starych drzazg, rozplątywanie zapętlonych od lat kłębuszków pamięci, docieranie do zapomnianych, piekących zranień… Wylewanie tamowanych łez. Jak na brzozę przystało, wspomogła mnie łagodnie, kojąco i oczyszczająco. U jej stóp w skoszonej trawie odnalazłam listki młodej bylicy…

Magia roślin.

Faktem jest, że nauczyć się jej nie da!

Da się ją wyłącznie poczuć!

 

pień brzozy

Można przeczytać opasłe tomiszcza na jej temat (co nie oznacza, że łatwo je zdobyć!). Można szukać i poznawać różnorodne tradycje i kultury. Można (i warto) odnajdować coraz to nowe wzorce, techniki i metody.

Ale kluczem jest zawsze doświadczanie!

Magiczna, nomen omen, chwila,

kiedy pozornie nagle,

bez powodu i zrozumiałej przyczyny,

WIEM!

To jest, między innymi, „jesienny owoc” jaki przypomniał mi o sobie nie tak dawno… i którym dzielę się z radością!

Na razie tylko na piśmie, co zaś z nim uczynię? Jeszcze nie wiem!

003

Zdjęcie w ikonie wpisu pochodzi z tegorocznego Zlotu Zielarzy, wykonała je Ola Domowa. Dziękuję!!!