Jak to z tym barszczem??? (część 2)

***

A co z barszczem zwyczajnym?

Tym, który możemy spotkać w Naturze o wiele częściej?

Barszcz zwyczajny, roślina rodzima w naszym regionie, jest smaczną i przez wieki cenioną rośliną jadalną oraz leczniczą. Nie jest zbyt atrakcyjny na surowo i na ogół nie był (i nie bywa) tak jadany. Bardzo dobrze natomiast nadaje się do gotowania i kiszenia.

Podobnie jak jego opisywani wcześniej krewaniacy (i niemal wszyscy przedstawiciele rodziny selerowatych), barszcz zwyczajny też zawiera fotokumaryny. Jednak w ilościach znacznie mniejszych i nie powodujących żadnych przykrych efektów u ludzi ani zwierząt. Dla świętego spokoju można zbierać jego liście i pędy w chłodniejszych porach dnia. To samo można by powiedzieć o selerze, lubczyku czy nawet pietruszce…

Kiszonym liściom, pędom i kwiatostanom barszczu zwyczajnego zawdzięczamy

nazwę „barszcz” w odniesieniu do zup (dawniej – polewek),

przygotowywanych na bazie kwaszonych roślin.

To on właśnie był ich prekursorem.

Buraki pojawiły się na naszych stołach nie wcześniej niż w późnym Średniowieczu, raczej zaś w dobie Renesansu, wraz z „włoszczyzną”. Początkowo jako warzywo liściowe. Zaś kiszonkę z mąki, żytniej lub owsianej, nazywano „żurem”. Pisałam już o tym kilka lat temu, przy okazji omawiania kiszenia i solenia, jako metod konserwacji roślin/ ziół jadalnych:

Kiszenie i solenie

Zupy (polewki) z barszczu, gotowanego lub kiszonego, były bardzo popularne w regionie Europy Środkowej aż do XVI – XVII w. Nawet wikipedia w opisie gatunku przytacza historyczne opinie o nim. Niektóre pozwolę sobie przedstawić jako ciekawostki:

„Gdy barszcz kwaszą po polsku, dobrze ij pić w febrach, gorączkach, w pragnieniu, albowiem pragnienie i kolerę uśmierza i chciwość jedzenia pobudza swą przyprawą. Przyprawiony z jajcy a z masłem dobrze jeść takich dniów, gdy mięśniej polewki nie jedzą, bo takież czyni jako mięśnia polewka”

Marcin z Urzędowa, żyjący w XVI w botanik, lekarz, zielarz; studiował medycynę na Uniwersytecie w Padwie. Autor „Herbarza Polskiego”, będącego ówczesną „encyklopedią” z zakresu botaniki i medycyny. „Herbarz” pełnił rolę podręcznika medycznego na Uniwersytecie Krakowskim (dziś UJ)

„Barszcz nasz znajomy jest każdemu u nas, w Rusi, w Litwie, w Żmujdzi, aniźliby się mógł z okolicznościami swemi opisać. Do lekarstwa i stołu użyteczny jest bardzo smaczny. Tak korzeń jako i liście. Acz korzeń tylko do lekarstwa użyteczniejszy jest, liście zaś do potraw. (…) Smaczna i wdzięczna jest polewka barszcz, iako do u nas albo w Rusi i w Litwie czynią. Bądź sam tylko warzony, bądź z kapłonem albo z innemi przyprawami, jako z jajcy, ze śmietaną, z jagły. Pragnienie po przepiciu uśmierza warzony iakokolwiek pożywany. Także i surowy kwaszony w gorączkach pijąc bywa dobry

Szymon Syreński, Syreniusz, również żyjący i działający w XVI w botanik, lekarz i badacz leczniczych właściwości ziół. Opracował i wydał obszerny „Zielnik o roślinach użytkowych”. Był na równi z poprzednikiem absolwentem Uniwersytetów Krakowskiego i w Padwie, oraz wykładowcą medycyny w Krakowie.

Jak widać, barszcz zwyczajny cieszył się dobrą sławą nie tylko jako roślina spożywcza, ale i lecznicza. W XVII w jego rola zaczęła nieco maleć, pozostał jednak ważnym uzupełnieniem stołów ludzi biedniejszych stanów, w tym częściowo drobnego ziemiaństwa. W XIX w botanik i badacz Józef Rostafiński napisał monografię o barszczu, dostrzegając jego walory i przydatność.

Dziś barszcz jest nadal wykorzystywany spożywczo, chociaż raczej w regionach mniej „industrialnych”. Jego młode pędy i liście stanowią też ciekawą ofertę w kuchni „Surwiwalowej”. Smak gotowanego barszczu, czy to z surowych czy kiszonych jego części, faktycznie przypomina mięsny bulion. Poniżej link do wpisu na temat jego kiszenia, przygotowania dania i smaku, zamieszczonego na jednym z blogów:

Barszcz z barszczu zwyczajnego, Mr. Wilson bushcraft

***

Wiemy już jak się przedstawia się sprawa użytkowej przydatności barszczu zwyczajnego.

A zatem jak go rozpoznać?

Kwitnący barszcz zwyczajny

Zanim postaram się przybliżyć wygląd i rozpoznawanie go

bardzo ważna uwaga!!!

Koniecznie trzeba wspomnieć, że, niezależnie od tego, jak starannie go opiszę, ja czy ktokolwiek inny, kluczowym zadaniem jest nauczenie się rozpoznawania rośliny w terenie!!! Jak zresztą większości przedstawicieli dziko rosnących selerowatych. Wyjątek stanowią opisywany niedawno podagrycznik, oraz ewentualnie, w fazie kwitnienia, dzika marchew o bardzo charakterystycznym kwiatostanie. Pozostałe „selerki” powinny być bezwzględnie dokładnie poznane w Naturze!!! Najlepiej pod okiem doświadczonego zbieracza.

To bardzo zróżnicowana grupa roślin. Należą do niej cenne gatunki

jadalne i użytkowe, ale także śmiertelnie trujące!

Szczwół plamisty, szalej jadowity (cykuta), blekot,

są w gruncie rzeczy

znacznie groźniejsze niż opisywane wcześniej barszcze kaukazkie.

Śmiertelnie groźne nawet w małych dawkach

i dużo łatwiejsze do pomylenia z innymi

przedstawicielami tej rodziny.

Tak więc, zanim sięgniemy po nieznane sobie rośliny selerowate,

szczególnie do spożycia, upewnijmy się,

że dobrze je oznaczyliśmy!

Barszcz należy do tych łatwiej rozpoznawalnych,

tym niemniej trzeba go najpierw dobrze poznać.

Sugestia praktyczna dla początkujących:

naucz się rozpoznawać podagrycznik i barszcz zwyczajny,

resztę dzikich przedstawicieli tej rodziny

pozostawiając tam, gdzie rosną!

Bardzo młode liście barszczu zwyczajnego, kadr z Kursu Profilaktyki 

fot .D Wojczyk

Liście w pełni rozwinięte

Wracając do (wstępnego) rozpoznania barszczu zwyczajnego…

Ogólnie roślina ta przypomina nieco barszcze opisywane poprzednio, jest jednak przede wszystkim wielokrotnie mniejsza! Jej pędy kwiatowe dorastają najwyżej do 50 – 150 cm. Proporcjonalnie mniejsze są też liście i kwiatostany. Kwiaty ma białe, czasem różowawe albo zielonkawe. Takie trochę „nijakie”. Kwiatostan przypomina nieco postrzępiony, ażurowy parasol. Liście barszczu są bardzo zmienne, z reguły pierzaste, powycinane, jednak nieregularnie. Liście na łodydze mają charakterystyczną „pochwę”. Dolne, rozetowe, są jej pozbawione.

Charakterystyczna pochewka liściowa

W celach leczniczych barszcz jest dziś używany okazjonalnie i raczej korzeń niż pozostałe części. Do jedzenia/ gotowania/ kiszenia zbiera się jędrne, zdrowe, najlepiej młode liście z ogonkami oraz pędy kwiatowe przed rozwinięciem kwiatów. Można je umyć, bywają zabrudzone ziemią, czasem zaś goszczą różne owady.

Liście przeznaczone na susz lepiej starannie otrzepać lub przetrzeć, lepiej wysychają, jeżeli ich nie zmoczymy. Z suszonych liści barszczu można korzystać jak z przyprawy (selera, lubczyku, pietruszki).

Propozycja dla amatorów kulinarnych ciekawostek: kiszone pędy i kwiatostany, podawane bez gotowania, mogą być ciekawą przystawką lub dodatkiem do różnych dań.

***

Mam nadzieję, drogi czytelniku/ czytelniczko, że te wpisy

przybliżyly nieco odpowiedź na tytułowe pytanie.

Jak widać, z barszczem może być óżnorodnie.

Oby zdrowo, bezpiecznie i nade wszystko, bez zbędnego lęku!

Ale z zachowaniem ostrożności i uważności

należnej Naturze i jej różnorodności

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie, poza jednym, pochodzą z internetu

Zdjęcie wiodące: zbliżenie kwiatostanu barszczu zwyczajnego

Trójca na miarę zdrowia

Obok rozważań i przemyśleń, jakie z pewnością jeszcze się tu pojawią, chciałabym dzielić się także gromadzoną od lat wiedzą na temat praktycznego, użytkowego wykorzystania mocy Plemienia Roślin. W ramach tego proponuję dziś spotkanie z trzema roślinami. Znamy je wszyscy lub prawie wszyscy. Naszych, wcale niedalekich, przodków wspierały dobrze i skutecznie. Zapewniając smaczne jedzenie, wspieranie odporności, oczyszczanie organizmu i regulację jego ważnych funkcji, szczególnie wiosną. Zaś w przypadkach koniecznych służąc jako surowce lecznicze. Dziś najczęściej traktowane są jak uciążliwe „chwasty”, niszczone i usuwane gdzie się da! Przynajmniej przez sporą część społeczeństwa. Co, na szczęście, wyraźnie się zmienia! Mam nadzieję, że dzisiejsza opowieść będzie kolejnym przyczynkiem do tej zmiany.

Zatem przedstawiam Wam „Trójcę”, której spożywczych, profilaktycznych i wspierających organizm wartości nie sposób przecenić!

O leczniczych nie wspominając…

Pokrzywa – Mniszek – Podagrycznik

Oczywiście cennych, smacznych i wartościowych roślin jest w naszej florze znacznie więcej. Dziś jednak opowiem o tych trzech. Ich wykorzystanie przynosi ogromne korzyści, łatwo je rozpoznać, są wszechobecne i stanowią doprawdy nieoceniony „zespół”!

Pokrzywa

Jak wygląda, gdzie rośnie i jak ją rozpoznać nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Znamy tę Panią zwykle już od dzieciństwa. Nigdy nie spotkałam dziecka, które nie miałoby okazji się nią poparzyć! Z pewnością dla dzieci nie jest to miłe doświadczenie, ale dzięki temu bardzo szybko uczymy się, że pokrzywa… to pokrzywa! Każdy zatem wie jak ona wygląda, często też, z powodu „parzenia”, jej unikamy.

Z drugiej strony słyszę niejednokrotnie obiegowe zdanie „Poparzenie pokrzywą jest zdrowe”. Nie do końca to prawda, takie sformułowanie jest swego rodzaju skrótem myślowym. Poparzenie pokrzywą może być i przez wiele wieków było, stosowane do leczenia konkretnych schorzeń, bólów stawów, mięśni, artretyzmu, reumatyzmu itp. Nie ma natomiast samo poparzenie zdolności poprawy lub wspierania odporności dla osób zdrowych. Aby osiągnąć te efekty, trzeba pokrzywę stosować wewnętrznie!

Jej najbardziej przydatna w zadbaniu o ludzki organizm właściwość, to podnoszenie odporności, oczyszczanie tkanek, spora zawartość żelaza, poprawiająca skład krwi i łagodne wspieranie pracy nerek. Generalnie pokrzywę najczęściej traktowało się dawniej jako „ogólny regulator”, „ziele czyszczące krew” i ta zdolność faktycznie stanowi o jej wysokiej wartości odżywczej!

Pisałam już o niej nieraz, podając sporo informacji tak o jej działaniu jak i sposobach wykorzystania. Spożywczego, kosmetycznego, wspomagającego, leczniczego również. Udostępniam poniżej linki do artykułów i wpisów. Zainteresowanych pokrzywą zachęcam do lektury:

O liściach słów kilka

Smacznego wiosną

Kiedy zacząć, wiosenne pożytki

Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem

 

Mniszek pospolity/ lekarski

    

Nazwa mniszek pospolity/ lekarski nie jest precyzyjna. Traktuje się ją jako nazwę zbiorową dla różnych gatunków i sekcji, trudnych do rozróżnienia, ale bardzo podobnych w zakresie działania. To tak, gwoli wyjaśnienia…

Wspominałam go już na moim blogu, podobnie jak poprzedniczkę, niejednokrotnie. Wszyscy go znamy, nie wyobrażam sobie, by ktoś żyjący w naszym klimacie, nie widział nigdy jego złocistych, kosmatych kwiatków! Często znany jest raczej pod nazwą „mlecz”, chociaż z rodziną mleczy łączy go jedynie częściowe zewnętrzne podobieństwo. Oraz biały mleczny sok, uwalniany przy zrywaniu. Poza tym jest to zupełnie inna roślina i inne ma też właściwości.

Mniszek, jako roślina wyjątkowo mało wymagająca i znosząca naprawdę niełatwe warunki, a zarazem nadająca się do jedzenia i cenna odżywczo, jest ze wszech miar godzien uwagi. Niezastąpione są jego działania w zakresie oczyszczania i wspomagania pracy wątroby, aż po przypadki regeneracji uszkodzonego organu. Bardzo dobrze reguluje wydzielanie i przepływ żółci. Wspiera też pracę trzustki, stymulując jej funkcje i dzięki temu wpływa w pewnym stopniu na poziom cukru. Zawarta głównie w liściach i łodyżkach goryczka powoduje, że jest też przydatny w procesie trawienia.

Oczywiście takie lecznicze efekty, wymagałyby konkretnych terapii. Jednak dodawanie mniszka do codziennych potraw pomaga nam regulować i wspierać organizm dokładnie w tych samych zakresach!

Kwiat i liść mniszka można zajadać na surowo, można też suszyć. Łodyżki, kruche i gorzkawe w smaku, pogryza się świeże, przy czym raczej jest to działanie wspomagające dla wątroby (lub lecznicze) niż służące odżywianiu!

Kwiat mniszka zbiera się w porze masowego kwitnienia, pod koniec kwietnia i w maju. Można go jak wspomniałam suszyć lub przerabiać. Do suszenia przeznacza się całe kwiaty albo wyskubane z koszyczków płatki. Nadają się na napary (herbatki), można je wykorzystać jako dodatek do różnych dań albo delikatną przyprawę. Świeże nadają się po prostu do jedzenia, dekoracji dań, smażenia w naleśnikowym (lub podobnym) cieście, parzenia jako napar. Robi się też z nich smaczne wino lub nalewki. Poniżej zaś jedna z propozycji syropu, zwanego „miodkiem z mniszka”:

Miodek z mniszka

Liście mniszka można zbierać, do jedzenia albo na susz, kiedy są młode. Często spotykam się z opinią, że „przed kwitnieniem”. To dość częsta zasada przy zbiorze liści, tak krzewów i kilku drzew (np lipy, czeremchy), jak i wielu roślin zielnych. W przypadku mniszka akurat rzecz ma się tak, że do jedzenia nadają się faktycznie liście młode! Natomiast rozeta liściowa tej rośliny wypuszcza kolejne liście nie tylko wiosną, ale praktycznie przez cały sezon. Można zatem zbierać je również po okresie intensywnego kwitnienia, zwracając uwagę na to, by były świeże i jasnozielone. Z upływem czasu, późnym latem i jesienią, będzie takich młodych liści oczywiście mniej, niż na początku sezonu. Będą też coraz twardsze i z mocniej wyczuwalną goryczą. Od nas samych zależy, czy uznamy je za nadające się do jedzenia, czy nie. Często lepiej takie późniejsze zbiory przeznaczyć na susz, który później, nawet przez całą zimę, można wykorzystywać jako dodatek, przyprawę do potraw.

Podagrycznik

       

   

Kolejno: poletko podagrycznika, zbliżenie liścia, porównanie różnych stadiów rozwinięcia młodych liści, roślina z kwiatami

foto z inetrnetu

W odróżnieniu od dwóch poprzednich roślin mniej znany i częściej sprawiający kłopoty przy rozpoznawaniu. Głównie dlatego, że o ile pokrzywa i mniszek (zwany mleczem) mają bardzo wyraźne cechy charakterystyczne, o tyle podagrycznik aż tak nie rzuca się w oczy. A jednak jest, równie jak poprzednicy, powszechny i wszechobecny! Bywa istną plagą i utrapieniem w ogrodach, rośnie bowiem szybko, w każdych niemal warunkach, jest silny i wyjątkowo trudno go wyplenić. Przez całą wiosnę jednak do odszukania są w zasadzie jedynie jego liście. Zakwita zwykle dopiero w czerwcu.

Przy czym to właśnie młode liście, jeszcze bez pędów kwiatowych, stanowią surowiec spożywczy i do codziennego użytku. Im młodsze, tym delikatniejsze i smaczniejsze. Kwitnący podagrycznik staje się gorzki, piekący, zaś jego pędy mają już zastosowanie wyłącznie lecznicze. Podobnie jak korzeń, który zbiera się późną jesienią lub wczesną wiosną.

Młode liście tej podagrycznika da się bez trudu odszukać nie tylko wiosną, nawet po zakwitnięciu pędów pojawiają się kolejne. Bardzo intensywnie odrastają też po skoszeniu lub zbiorze. 

Swą nazwę roślina zawdzięcza swemu potencjałowi leczniczemu. Leczono nim podagrę, dziś określaną jako dna moczanowa. Oraz inne schorzenia stawów, a także nerek i przemiany materii.

Właśnie potencjał oczyszczania nerek i usuwanie z organizmu złogów oraz zanieczyszczeń, a także regulowanie procesów trawiennych, stanowi o jego wysokich walorach jako rośliny spożywczej. Kilka wieków temu, zanim w naszym regionie pojawiły się warzywa znane jako „włoszczyzna”, młode liście podagrycznika stanowiły często warzywny dodatek. Do surówek, zup, sosów, potraw mięsnych i jarskich. Jest zresztą bliskim krewnym selera, pietruszki, marchwi, lubczyku, należącym do tej samej rodziny selerowatych. Jego smak i zapach przypomina wyraźnie smaki i aromaty wyżej wymienionych roślin.

Podagrycznik nadaje się do jedzenia na surowo, można go gotować, kisić, zasolić. Można suszyć. Nadaje się do zrobienia przetworów o pikantnym, wyrazistym smaku: przecierów, pesto itp. Podobnie jak pokrzywę czy lebiodę, warto przyrządzać go jak szpinak, wykorzystać na przykład jako nadzienie (naleśniki, pierogi), do zapiekanek… Robić z niego zupy. Pomysłów może być tyle samo, co w przypadku każdej innej jadalnej zieleniny.

Trzeba tylko liczyć się z jego dość intensywnym smakiem.

Radzę na początek po prostu wypróbować go jako dodatek, w niewielkich ilościach. Jeżeli smak podagrycznika jest dla nas zbyt intensywny, by jeść go jako samodzielną potrawę, użyjmy go do przyprawiania. Potraw pikantnych i słonych, ze słodkim smakiem nie komponuje się najlepiej.

Często słyszę pytanie jak rozpoznać podagrycznik. Celowo zamieszczam więcej niż jedno jego zdjęcie. Podaję też link do artykułu Łukasza Łuczaja z bardzo dobrym omówieniem porównawczym oraz fotografiami pokazującymi cechy charakterystyczne. Jeżeli mimo tego ktoś z czytających będzie miał problem lub wątpliwości, wtedy cóż… Najlepiej poprosić kogoś, kto umie go rozpoznać i wspólnie poszukać w terenie. Wtedy będzie można poznać nie tylko wygląd, ale też smak i zapach tej rośliny. To zaś z pewnością znacznie ułatwi jej identyfikację!

Jak rozpoznać podagrycznik wg Łukasza Łuczaja

***

Przekonałam się wielokrotnie o wysokiej wartości trojga opisanych bohaterów, pokrzywy, mniszka i podagrycznika, w działaniach profilaktycznych. Określając je jako „trójcę”, chcę podkreślić, że i jak skutecznie, wzajemne się uzupełniają.

Jeszcze jedna, ważna uwaga. Pisząc o „codziennym” użytkowaniu nie mam na myśli zjadania omawianych roślin dzień w dzień. Jak przy wszystkim, tak i tu  wskazany jest umiar!

Zachęcam raczej, aby pamiętać o nich tak, jak pamiętamy o warzywach, owocach i przyprawach, wybieranych do przygotowania posiłków. Różnorodnie.

Jak wspomniałam na początku, cennych, smacznych i wartościowych roślin jadalnych i przyprawowych jest wokół nas dużo, dużo więcej! Ale… od czegoś trzeba zacząć. Warto sięgnąć po te, które są łatwo dostępne, proste albo niezbyt trudne do rozpoznania, a przy okazji bardzo wartościowe. I łatwe do zagospodarowania.

Zachęcam do poszukiwań i eksperymentów. Powodzenia!

Zdjęcie wiodące wpisu: liście podagrycznika, znalezione w internecie

Wbrew zasadom, czyli…. coś do leczenia :)

Odstępuję nieco od unikania wpisów wyłącznie leczniczych.

Głównie dlatego, że ten konkretny syrop jest cenny, łatwy i dość mało znany.

A jest akurat pełnia sezonu kwitnącego chrzanu!

Dziś zatem:

chrzan_pospolity

Syrop z chrzanu

To bardzo wartościowy, a zarazem, jako się rzekło, łatwo dostępny syrop. Chrzan ma działanie grzybobójcze, bakteriobójcze, wykrztuśne oraz przeciwwirusowe. Ma też i inne, ale tym akurat zawdzięcza swą przydatność jako leczniczy syrop. Działa też ogólnie rozgrzewająco, co wspomaga proces leczenia infekcji.

Ważne! Przeciwskazaniem do stosowania chrzanu, nie tylko w postaci syropu, jest marskość i głębokie uszkodzenia wątroby!

Syrop z chrzanu można zrobić na kilka sposobów i o dowolnej porze roku. W gruncie rzeczy równie łatwo jak cenione syropy z cebuli. Wystarczy do tego chrzan (kwitnące łodygi, liście lub korzeń), miód lub mocny syrop z cukru i opcjonalnie niewielka ilość cytryny lub soku z malin.

Wersji i metod wykonania jest kilka, oto część z nich:

(z góry przepraszam,

w proporcjach nieco improwizuję,

zawsze robiłam to „na oko”)

Wersje miodowe

zlot, ogród Ewy, chrzan

  • 1 lub 2 kwitnące pędy chrzanu rozdrobnić, ugnieść w półlitrowym słoiku, zalać miodem. Kilkakrotnie starannie zamieszać. Po kilkunastu godzinach zażywać po łyżeczce. Do dłuższego przechowywania odcedzić.
  • 1 – 2 małe albo 1 spory liść chrzanu; wykonanie i używanie jak wyżej
  • 2 łyżki utartego korzenia chrzanu zalać szklanką dobrze ciepłej wody, odstawić na ok 2 – 3 godz; mieszać. Płyn odcedzić, dodać szklankę miodu, wymieszać.

Wszystkie podane wyżej wersje syropów można uzupełnić sokiem z połowy cytryny lub 2 – 3 łyżkami soku z malin

(lub innego ulubionego). Dla stabilizowania – dodać małą porcję wódki.

Nie mam niestety zbytniego doświadczenia z trwałością takich syropów na miodzie, zwykle robiłam je doraźnie, jak cebulowy.

Wersje z cukrem/syropem

zlot, ogród Ewy, chrzan

    • Najprostsza: rozdrobnione pędy z kwiatami i/ lub młode liście ubijać w słoiku, przesypując cukrem. Odstawić w ciemne, ciepłe miejsce. Po 7 – 14 na powierzchnię wytworzonego syropu wlać kilka kropel spirytusu, zakręcić. Przechowywać w chłodzie.
    • 1/4 l (powinny być dość mocno ugniecione w naczyniu) rozdrobnionych pędów z kwiatami i/ lub młodych liści chrzanu zalać 0,5 l gorącej wody, zagotować, odstawić na noc. Odcedzić, do maceratu dodać ok 20 dkg cukru, gotować na małym ogniu mniej wiecej pół godziny. Zlać na gorąco do małych buteleczek/ słoiczków.
    • Przygotować macerat z utratego korzenia chrzanu (wodę chrzanową) wg sposobu powyżej (Wersje miodowe). Odcedzić. Przyrządzić gęsty syrop z pół szklanki cukru i minimalnej ilości wody. Wlać do niego macerat chrzanu, zagotować. Gorące zlać do małych butelek/ słoiczków.

    Wersje cukrowe także można wzbogacać cytryną lub sokami oraz stabilizować alkoholem. Przy czym sprawdzona przeze mnie twałość takich syropów z cukrem, w chłodnym i ciemnym miejscu, to około pół roku. Dłużej nigdy nie trzymałam – nie ma potrzeby, są szybkie i łatwe w wykonaniu, zaś korzeń chrzanu jest łatwo dostepny.

    Najmocniejsze w działaniu są wersje z korzeni oraz zielonego surowca przesypanego cukrem. Pozostałe nieco łagodniejsze.

    Z całego serca wszystkim życzę,

    by NIE potrzebowali tych przepisów!!!!

Wiosna cd – przypomnienia, propozycje…

Niebawem już,

wraz z marcową Równonocą,

zawita do nas wiosna „kalendarzowa”.

IMG_7100

Tej „realnej” oczywiście nie sposób przewidzieć dokładnie, tym niemniej prędzej czy później, cieplejsza lub chłodniejsza, sucha czy też mokra – nadejdzie! Przedwiośnie zaś trwa w najlepsze, pomimo nawracających śniegów i przymrozków.

W kolejnym wpisie zatem wiosenne „przypomnienia” oraz garść innych pomysłów!

Przypominajki:

Zbiór soku z drzew (klonu, brzozy)

liście brzozy

Sosna i jej surowce

odrosty sosny

Wiosenne kwiaty

P1210256

 W linku propozycje z bloga Gosi Kalemby Dróżdż „Trochę inna cukiernia”.

Warto nadmienić, że w podobny sposób da się konserwować nie tylko fiołki.

Stąd na zdjęciu zamiast nich – stokrotki!

Mniszek po raz „enty”

mniszek

Bardzo wczesnym surowcem wiosennym

są także liście, w tym krzewów i drzew.

Dziś dwa mniej popularne przykłady:

Czarny (dziki) bez – Sambucus nigra L.

screen bez cz

Młodziutki liść czarnego bzu

Roślina dziko rosnąca, wieloletnia, krzew

Bipocenoza – rośnie w lasach i zaroślach, na obrzeżach łąk, pól i pastwisk, często przy domach; w polskich górach po regiel dolny

Kolejny niezwykle wartościowy i często zapominany surowiec spośród potencjału roślin dziko rosnących. Krzewy czarnego bzu są tak wszechobecne, że traktuje się je w naszych zaroślach jako chwasty. Często też spotyka się opinię, że jest to roślina trująca, a co za tym idzie – nieużytkowa. Prawda w tym przypadku leży pośrodku. W czarnym bzie faktycznie zawarty jest sambunigryna, trujący składnik o budowie bardzo zbliżonej do trucizny psiankowatych – solaniny. Jednak związek ten ulega rozpadowi pod wpływem temperatur w granicach 50 – 60 stopni. Toteż żadnych części bzu nie jada się i nie użytkuje na surowo! Można natomiast – i warto – wykorzystywać je na różne sposoby po ogrzaniu. Najczęściej używane kwiaty i owoce bzu są wyśmienitymi surowcami kulinarnymi i kosmetycznymi, przydatnymi w szeroko pojętej proflaktyce.

Surowcem zielarskim są liście, kwiat, owoc, a także kora i korzeń. Użytkowym: liść, kwiat, owoc

Kwiat czarnego bzu to przede wszystkim głębokie oczyszczanie organizmu, działanie moczopędne i regulujące pracę nerek, obniżające gorączkę, antyseptyczne, lekko wyksztuśnie.W zakresie przeciwgorączkowym i wspomagającym leczenie infekcji są wielokrotnie silniejsze niż popularnie stosowana lipa. Owoce także działają napotnie, oczyszczająco i przeciwgorączkowo, są jednak również, ze swą bardzo wysoką zawartością antocjanów (ciemnoczerwony barwnik), wyraźnie przeciwbólowe, wspomagają i regulują pracę serca i ciśnienie krwi, obniżają poziom cukru. Są używane do leczenia i stabilizowania wszelkich schorzeń o podłożu zaburzeń przemiany materii, bakteryjnym i wirusowym. W postaci powidełek lub dżemu mają działanie rozwalniające, przy okazji oczyszczające jelita – bardziej grube niż cienkie. Tak kwiaty jak i owoce stosuje się w takich schorzeniach jak migreny, nerwobóle, biegunki, choroby reumatyczne, i neurologiczne. Liście, zbierane przed zakwitnięciem, dają przyjemną w smaku herbatkę o właściwościach bardzo zbliżonych do zielonej herbaty. Mają też działanie przeciwwirusowe. Kora i korzeń, w warunkach domowych stosowane rzadko, mają działanie moczopędne i czyszczące nerki – silniejsze niż kwiat i owoc.

Z kwiatów oraz owoców bzu przyrządza się wiele smakowitych potraw i przetworów. Syrop lub napój musujący z kwiatów są orzeźwiające, lekko wychładzające, zachowują też pełne spektrum właściwości detoksykujących. Kwiaty bzu smażone w cieście stanowią oryginalny przysmak – we Włoszech, szczególnie w Toskanii i Umbrii, są potrawą tradycyną. Owoce nadają się na powidła, dżemy, soki, syropy, marynaty, wina; można też przyrządzać je w soku własnym. Są świetnym, smakowym i barwnikowym dodatkiem, do przetworów z innych owoców – jabłek, śliwek, dyni itp. Owoców bzu używano dawniej do fałszowania drogiego wina Porto – dla nadania mu właściwego koloru. Takie praktyki doprowadziły, między innymi, do wysokiej oceny wartości leczniczych wspomnianego wina…

Młode liście, najmniej chyba rozpowszechnione w zastosowaniu codziennym, użytkowano od wieków. Współcześnie opisywane są jako „czysta prewencja”, surowiec łatwo dostępny już od bardzo wczesnej wiosny, cenny i bogaty w ogólnym działaniu na organizm. Warto o nich pamietać. Liście najlepiej zbierać młode, przed kwitnieniem roślin.

Bez dostarcza także surowców kosmetycznych – głównie kwiaty i liście. Przez wieki każda dbająca o wygląd niewiasta przygotowywała sobie „wodę bzową”. A oto przepis na ten stary środek, z pewnością lepszy od wielu dzisiejszych przeładowanych chemią kosmetyków:

„[…]Wypełnić pojemnik kwiatami bzu, ubić i zalać około dwoma litrami gotującej wody.

Po ochłodzeniu dodać 75 gram czystego spirytusu. Przykryć płótnem i odstawić na kilka godzin w ciepłym miejscu. Po ochłodzeniu przecedzić następnie i przelać do butelek i szczelnie zakorkować.[…]”

Taka woda, o trwałości kilku miesięcy, jest niezastąpiona w pielęgnacji twarzy, dekoltu – oczyszcza, pojędrnia, zmiękcza, usuwa zaczerwienienia i zmiany ropne, wygładza, nadając cerze świetlistości. Można ją stosować także do wklepywania pod oczy. A nie jest to jedyny sposób na kosmetyczne wykorzystanie surowców z bzu. Przykładowo mogą to być również parówki, kąpiele, dodatek do płynów i balsamów do ciała, kremów oraz toników. Napar lub odwar z liści bzu doskonale poprawia jakość i wygląd np skóry rąk.

Rodzaje zastosowań:

leczniczo – napary, odwary, wyciągi, syropy, soki, powidełka;

proflaktyczne – jako wyroby spożywcze i kosmetyczne;

kulinarnie – jako surowiec na herbatki, soki, konfitury, dżemy, powidła, wina, dodatek do innych przetworów, marynaty, jako barwnik spożywczy (np do lukru);

kosmetycznie – jako „woda bzowa”, składnik kąpieli, toników, płynu pod oczy, balsamów, mydeł; sokiem z owoców dawniej barwiono brwi i rzęsy;

Malina właściwa – Rubus idaeus L.

liść maliny

Młodziutkie listki malin

Roślina dziko rosnąca lub uprawiana, wieloletnia krzew

Biocenoza – rośnie lasach, zaroślach, ziołoroślach, na zrębach, na zboczach; na niżu i w górach do 2000 m n.p.m. Preferuje luźne, niezbyt suche, żyzne gleby; uprawiana – w ogrodach lub sadach owocowych

Maliny, w odróżnieniu od wielu innych roślin zielarskich, nie trzeba w zasadzie rekomendować. Jest powszechnie znana, także jako roślina lecznicza. Jednakże warto poświęcić jej kilka słów, chociażby dlatego, że jej bogaty potencjał zielarski jest zwykle niewykorzystany! Malinę – szczególnie sok z owoców – kojarzy się zwykle z działaniem rozgrzewającym i przeciwgorączkowym. I nic ponadto. Tymczasem ten popularny także w ogrodach krzew ma znacznie więcej zastosowań!

Surowcem zielarskim jest owoc i liść. Użytkowym: liśćie (w tym fermentowane), owoce, kwiaty

Owoce, poza działaniem napotnym i przeciwgorączkowym, są bardzo silnym „wzmacniaczem” organizmu, ze względu na wysoką zawartość wielu minerałów i witamin. Liście, działając w podobnym zakresie, są jeszcze silniejsze; ponadto działają moczopędnie, żółciopędnie, przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie, ściągająco, oraz poprawiają przemianę materii. Doskonale spisują się także jako środek rozkurczający mięśnie gładkie – głównie w obrębie układu pokarmowego i macicy. Liści maliny nie stosuje się dla kobiet w ciąży! Mogą spowodować plamienie, a nawet poronienia. Doskonale natomiast sprawdzają się w mieszankach przy kolkach (wątrobowej w połączeniu z np dziurawcem, nerkowej – z liśćmi lub pączkami brzozy) oraz bolesnym miesiączkowaniu – np z krwawnikiem i miętą lub rumiankiem.

Kosmetyczne zastosowania malin są rzadkie i raczej sporadyczne. Dawniej wywar z liści w połączeniu z potażem służył do farbowania włosów na czarno. Dziś wykorzystuje się raczej owoce do maseczek lub liście jako łagodzące toniki. Bardzo dużo znanych jest natomiast kulinarnych zastosowań owoców maliny. Od spożywania ich na surowo, poprzez desery, ciasta, soki, do wyrobu konfitur, galaretek, a także win i nalewek. Wszystkie wyroby malinowe zachowują większość właściwości surowego owocu.

Młode, wiosenne malinowe listki stanowią doskonały surowiec na wzmacniające, rozgrzewające, mineralizujące i herbatki.  Są też po prostu smaczne! Można je dodawać do surówek.  

Z  fermentowanych liści malin w połączeniu z liśćmi jeżyny i poziomki sporządza się tzw „herbatkę zimową”, mineralizującą,  wspomagającą odporność i rozgrzewającą.

Rodzaje zastosowań:

lecznicze – napary, odwary, soki, przecier z owoców, wino;

profilaktyczne – surowe owoce, soki, galaretki, konfitury, „herbatka zimowa”;

kulinarne – wszelkie możliwe zastosowania owoców;

kosmetyczne – maseczki witaminizujące, napary z liści do kąpieli lub jako tonik;

U progu sezonu

Wiosna się budzi!

Wraz z nią mnóstwo wartościowych surowców,

soków z drzew, pączków, młodych roślin, kwiatów…

Bogactwo odnawiającego się życia w coraz większym wyborze!

Wszystko, co żyje, odnawia się i budzi w tym okresie, przynajmniej w klimacie, jaki nas otacza. Rośliny rzecz jasna także. Jednak fakt, że odnawiają się i budzą nie oznacza, że wszystko jest od razu do wykorzystania, opisania, klasyfikacji i zbioru!!!

Natura ma swój własny rytm i nie zmienimy go naszą presją ani niecierpliwością – pisałam już o tym kilkakrotnie i powtarzać będę do znudzenia. Rytm odmienny w dodatku w różnych latach, regionach, okolicach. Aby się nie dublować – tu niektóre wcześniejsze refleksjie na podobny temat:

Poza innymi tematami przewija się zwykle wiosną temat oznaczania „co jest czym”. Tu również, jak we wszystkim, co związane z Naturą, potrzeba cierpliwości. Oraz doświadczenia, które przychodzi z czasem. Jako że wiosenny wygląd roślin często bardzo znacznie odbiega od ich ostatecznego kształtu! Niektóre rośliny da się dość szybko i łatwo rozpoznać w bardzo wczesnych stadiach rozwoju – innych nie. Podobnie zresztą jak z użytkowaniem. Sporo roślin, w tym z grupy jadalnych, można i warto użytkować od najwcześniejszych etapów ich wzrostu. Są i takie surowce, które dostępne będą wyłącznie wczesną wiosną (przykłady TUTAJ). Ale niemało znajdzie się także tych, którym lepiej jest pozwolić urosnąć, rozwinąć się, dojrzeć…Zachować wzmiankowaną tylekroć – cierpliwość.

Niemal równolegle z tematem rozpoznawania pojawia się zwykle kwestia nazw. Nazewnictwo roślin to temat w moim odczuciu zasługujący na osobny wpis. Popełniłam już zresztą takowy: „O rozpoznawaniu”, mam zamiar temat nieco rozbudować, ale… po kolei.

 Tutaj wspomnę tylko, że nazwy roślin są wyłącznie określającymi je słowami, wymyślanymi przez ludzi i, jak to często bywa, niejednorodnymi. Oczywiste jest na przykład, że są odmienne w różnych językach. Sporo istnieje też nazw zwyczajowych lub regionalnych.

Z kolei elementarny podział roślin i przypisanie im nazw, czyli systematyka, wykorzystuje nazwy łacińskie i też nie jest idealnie jednolita! Tu także na przestrzeni czasu zachodzą zmiany…I nie ma sensu kruszyć kopii o takie czy inne brzmienie. 

Kluczem do sensownego i celowego poszukiwania wydaje się raczej praktyczna znajomość konkretnych roślin.

Pod jaką nazwą, to rzecz umowna! 

Poniżej dwa opisy roślin typowo wiosennych, których nazewnictwo jest mocno zróżnicowane, nawet to łacińskie! Nie zmienia to jednak w niczym ani samych roślin, ani ich użytkowania.

 

Ziarnopłon wiosenny – Ranunculus ficaria L. ( Ficaria verna Huds.)

1024px-Ranunculus_ficaria,_from_Rize_DSC06931

fot. z Wikipedii

Roślina dziko rosnąca, zielna, bylina

Biocenoza: wilgotne łąki, prześwietlone lasy liściaste i zarośla, parki, sady, brzegi zbiorników wodnych, rzek i źrodeł

Ziarnopłon, jak wskazuje określenie „wiosenny”, to roślina bardzo wczesnej wiosny. Inna jego dość rozpowszechniona nazwa to pszonak, pszonek lub jaskier (jaskierek) wiosenny. Jego listki pojawiają się jako jedne z pierwszych zielonych zwiastunów kolejnego cyklu Natury.

Jest niewielką, płożącą roślinką, czasem o wznoszących się pędach. Nigdy jednak nie wyrasta wysoko. Zarasta często dywanowo spore połacie, niknąc z czasem w rozrastającej się zieleni innych roślin.

Ziarnopłon ma niewielkie, lśniące, okrągławe listki i intensywnie żółte, również lśniące kwiaty. Liście są jadalne do momentu pojawienia się kwiatów; surowiec leczniczy (liście i ziele) pozyskuje się przed (liść) lub na samym początku kwitnienia (ziele). Większość źródeł podaje, że ziarnopłon staje się trujący w chwili, kiedy już obficie kwitnie. Jego toksyczność nie jest szczegolnie goźna, garść zjedzonych liści z kwiatami nie zabije! Tym niemniej starsze rośliny stają się łykowate, gorzkie i niesmaczne. Mogą też powodować podrażnienia żołądka lub jelit. Lepiej zatem korzystać z wartości ziarnopłonu przed kwitnieniem, lub na samym jego początku!

Surowcem zielarskim są liście i ziele. Użytkowym: młode liście, bulwy

Leczniczo stosuje się je przeciwreumatycznie, antyseptycznie, odtruwająco i krwiotamująco. Najczęściej w postaci maceratów wodnych lub nalewek, można też wykorzystywać świeży sok. Maceraty z ziarnopłonu są stosowane również przeciw łysieniu i dla regeneracji skóry, w tym podrażnionej (np po użądleniach owadów, poparzeniu pokrzywą)

Młode listki ziarnopłonu są delikatne, smaczne, kruche. Doskonale nadają się do surówek, sałatek i innych mieszanek wiosennych. Można je dodawać do potraw surowych (w tym twarogu, jogurtu, masła itp) lub gotowanych, przy czym jedzone na surowo dostarczają sporo witamin, w tym wit. C.

Bulwki stanowiące przysmak dzików cenniejsze są po przekitnięciu roslin. Można je gotować, dusić na parze, prażyć. Są bardzo drobne, zatem raczej to przystawka niż danie! Pączki kwiatowe mogą posłużyć po zakonserwowaniu jako namiastka kaparów.

Rodzaje zastosowań:

leczniczo: wyciągi wodne i alkoholowe z ziela doustnie, na skórę, do nasiadówek

profilaktycznie: spożywczo i kosmetycznie

kulinarnie: jako sałatki, surówki, przetwory

kosmetycznie: wyciągi nadają się na toniki albo płukankę na wlosy; jako dodatek do szamponu

Pierwiosnek lekarski – Primula veris L.ris L. 

800px-Primula_veris_001

fot. z Wikipedii

Roślina dziko rosnąca lub uprawiana, zielna, bylina

Biocenoza: świetliste lasy (szczególnie nadrzeczne łęgi), pastwiska, zarośla, wzgórza;

Prymula, prymulka, „kluczyki wiosny” to inne, zwyczajowe nazwy tej rośliny. Współcześnie łatwiej jest zobaczyć pierwiosnki na grządkach i rabatkach niż w Naturze, tym niemniej jest to roślina rosnąca także dziko. Częściej na obszarach górskich i wyżu niż nizinnych. Zakwita bardzo wcześnie, zwykle w marcu – kwietniu.

Pierwiosnek jest niewielką roślinką, ma rozete liściową tuż przy ziemi i pojedynczą, wzniesioną łodyge, na ktorej szczycie wyrasta pęk kwiatów. Dzikie pierwiosnki kwitną zawsze na żółto, uprawne miewają bardzo różne kolory: białe, kremowe, żółte w różnych odcianiach, czerwone, fioletowe… Sa lubianą byliną wiosenną w ogrodach i parkach. Coraz rzadziej pamięta się o ich potencjale leczniczym oraz spożywczym.

Surowcem zielarskim jest cała roślina; użytkowym liście i pędy z kwiatami

Uwaga! Pierwiosnek bywa uczuleniowy! Przed każdym jego zastosowaniem należy sprawdzić wrażliwość na niego! 

Wyciągi z pierwiosnka stosuje się przy leczeniu przeziębień, zapalenia gardła i krtani, grypie, zapaleniu oskrzeli. Pomocne są w kuracjach gruźlicy i pylicy płuc jako doskonały środek wykrztuśny (także jako syrop). Kurację pierwiosnkiem zaleca się też palaczom

Dla dzieci zaleca się na ogół ukwiecone łodygi, dla dorosłych całe rośliny.

Pierwiosnek ma też lekkie działanie odtruwające i moczopędne. Nadaje się do kuracji oczyszczających i przy problemach reumatycznych. Medycyna ludowa zaleca go przy migrenach i bezsenności.

Młode liście oraz łodyżki z kwiatami są jadalne, bogate w witaminę C. Dodawać je można się do sałatek lub doprawiać nimi zupy. Surowe lub gotowane pędy z kwiatami i liście prymulki, w połączeniu z cykorią i sałatą stanowią surówkę do dziś popularną w Rosji, znaną też w Wielkiej Brytanii.

Rodzaje zastosowań:

leczniczo: maceraty, napary, syrop

profilaktycznie: spożywczo

kulinarnie: składnik sałatek, surówek, zup; dekoracja potraw

 

Słońce na zimę

W całym ogromnym bogactwie Natury miewa się takie rośliny,

do których „lgnie się” szczególnie.

Ulubione, preferowane, z jakichś powodów wyjątkowe.

Dla mnie taką rośliną jest, obok kilku innych:

Nagietek lekarski – Calendula officinalis L.

nagietek do poradnika

Roślina zielna, jednoroczna, uprawna – ozdobna; czasami dziczejąca

Biocenoza – ogrody, parki, na stanowiskach dzikich niewybredna, ale bardzo rzadka

Nagietki to rośliny o ciekawej biologii. Pochodzą najprawdopodobniej nad Morza Śródziemnego lub Iranu, w Polsce znane i uprawiane od niemal tysiąclecia.. W uprawie są dość łatwe, lubią wprawdzie ciepłe, słoneczne stanowiska i przewiewną glebę, ale dają sobie radę także w innych warunkach. W miejscach upraw wysiewają się samorzutnie, stając się czasami wręcz inwazyjne w ogrodzie, szczególnie nieco zaniedbanym Jednak, mimo małych wymagań glebowych i doskonałej aklimatyzacji, nigdy całkowicie nie zdziczały. Nie spotyka się ich z dala od ogrodów ani parków, mimo, że często poza ich obręb przenikają.

Te słoneczne, kwitnące od maja do zimy kwiatki były swego czasu bardzo w naszych ogrodach powszechne. Obecnie sieje się ich coraz mniej, a szkoda! Ich potencjał zielarski jest tak ogromny, że wręcz trudno wymienić wszystkie cenne właściwości nagietka. Surowcem zielarskim są płatki kwiatów, szczególnie o zabarwieniu pomarańczowym. Najlepszą formą ich stosowania jest zjadanie na surowo lub używanie w postaci wyciągu alkoholowego albo olejowego. Wyciągi wodne z nagietka mają słabsze i bardziej ograniczone działanie. Pozostają jednak antybiotyczne, przeciwgrzybicze, przeciwzapalne, regulujące…

Wewnętrznie zaleca się przetwory z nagietka w nieżycie żołądka i jelit, a zwłaszcza w przewlekłym i opornym na inne leki wrzodzie żołądka i dwunastnicy oraz we wrzodziejących zapaleniu jelita grubego. Również w stanach zapalnych dróg żółciowych spowodowanych infekcją, w niedomodze wątroby i upośledzeniu jej czynności po przebytym wirusowym zapaleniu lub uszkodzeniu przez trujące związki (np. toksyny grzybów). Pomocniczo i w skojarzeniu z innymi lekami podaje się je w nieoperacyjnych postaciach raka żołądka, stanach przednowotworowych w przewodzie pokarmowym (np. długo utrzymującym się zapaleniu błon śluzowych, owrzodzeniu z krwawieniami, braku poprawy po innych lekach) itp. Dobre wyniki osiąga się w zaburzeniach miesiączkowania połączonych z bólem, ogólnym osłabieniem, zawrotami głowy, a także w dolegliwościach okresu przekwitania (klimakterium). Zaleca się też nagietek, w połączeniu z innymi ziołami, do stosowania w ogólnym ubytku sił i odporności na zakażenia bakteryjne i wirusowe oraz przewlekłych i nie poddających się innym lekom dolegliwościach różnych narządów wewnętrznych, w tym także serca. W łagodny sposób regulują też układ hormonalny. Zewnętrznie nagietki mają działanie antyseptyczne, przeciwwirusowe, przeciwgrzybicze, gojące, oczyszczające stany ropne; leczniczo działa też na skórę po oparzeniach, odmrożeniach, w łuszczycach i stanach zapalnych i podrażnieniowych jamy ustnej oraz np śluzówki pochwy. Sa też wyśmienitym kosmetykiem, poza wymienionymi działaniami doskonale chroniącym cerę przed wpływami atmosferycznymi oraz zanieczyszczeniem.

Płatki nagietka można też w ciekawy sposób wykorzystywać kulinarnie, np jako domieszki do twarogu, masła, ciast, sałatek… Zresztą z jego płatków uzyskuje się barwnik spożywczy – do tłuszczy lub żółtych serów. Młode pedy i liście w czasach Średniowiecza (a i później) były używane jako warzywo.

Nagietkom przypisywano także moc magiczną, ochronną – przed złymi mocami, bezsennością, koszmarami sennymi. Noszone na szyi ( w woreczku) suszone płatki lub całe kwiaty odpędzają zwidy, lęki i zmory, innymi słowy – zapobiegają depresji. Pęczek suszonych lub schnących nagietków, powieszony u wejścia do pomieszczenia, zabezpiecza przed niskimi wibracjami. 

Kwiaty tej rośliny można traktować jako swoisty barometr – pełne rozchylenie płatków ok 9.00 rano gwarantuje bezdeszczową pogodę przez cały dzień.

Rodzaje zastosowań:

leczniczo – napary, wyciągi alkoholowe i olejowe, maści, surowe płatki (świeże lub suszone), płatki w miodzie;

profilaktycznie – zjadanie płatków (świeżych lub suszonych);

kulinarnie – jako dodatek do potraw słonych lub słodkich, jako barwnik, liście i łodyżki jako warzywo

kosmetycznie – olejek, kremy, balsamy,toniki, mydła, pomadki do ust;

Powyższy opis nagietka pochodzi z mojego poradnika „Z ziołami do zdrowia i urody”, napisanego na potrzeby i w ramach cyklu warsztatów  zielarskich w gminie Sosnówka na lubelszczyźnie. Jak widać sporo tu informacji farmakologicznych, przyznaję jednak, że dla mnie nagietek jest nieodłącznym towarzyszem, zwłaszcza zimą. I to nie z powodu nękającego mnie (czy kogokolwiek z bliskich) zalewu chorób!

Po prostu na co dzień!

nagietek-duzy

  • płatki nagietków, ususzone na zapas, stanowią prawie nieodłączny składnik mieszanek do picia. Inne zioła zmieniam, konfiguruję rozmaicie, jednak nagietek jest zwykle jednym z bazowych surowców;
  • dodaję je do potraw: do różnych płatków, mieszanych na śniadanie, jogurtu, surówek (chociaż tu akurat smaczniejsze są nagietki świeże!), urozmaicam masła i twarogi, jajecznicę, galaretki…  są pod ręką, zatem „co tam w duszy” zagra; czasem sproszkowane, czasem całe, różnie;
  • wyciąg olejowy, przygotowany latem, zawsze mam w zapasie; stanowi bazę kremów, dodatek do balsamów (w tym do ust), mieszanek regenerujących skórę, łagodzących podrażnienia, spierzchnięcia, oparzenia; o takim balsamie do rąk „na szybko” pisałam w ubiegłym roku we „Wpisie tymczasowym” ;
  • olej z nagietka można także stosować w postaci czystej bezpośrednio na skórę,  jako oliwkę odżywczą – lub leczniczą!
  • wychodząc z domu na zimowe pogody zawsze stosuję ochronnie „coś” z nagietka, najczęściej krem lub balsam; wieczorem można cerę wzmocnić i poratować użytym jako tonik naparem (herbatką) z nagietka;
  • nagietkowe preparaty, zarówno olejek jak i napary, świetnie pomagają regenerować wzrok; zmęczenie oczu, czy to spowodowane zbyt długim patrzeniem w ekran, czy też np odbiciem słońca na śniegu podczas zimowych wypraw, cudownie łagodzi wklepywanie wokół oczu olejku (maceratu olejowego) z nagietka lub przemywanie ich nagietkowym naparem.
  • działania energetyczne nagietka wykorzystuję rzadko, przywykłam do innych surowców; nie zmienia to faktu, że susz nagietkowy zawsze mam w pobliżu! Natomiast dla poprawy nastroju (w moim odczuciu) wystarczy zwyczajnie spoglądać na zdjęcie lub obraz tych małych „słoneczek”! Tym niemniej zachęcam do prób i będę wdzięczna za podzielenie wrażeniami!

***

Wszystko, co powyżej, to metody sprawdzone, stosowane, skuteczne.  Tegoroczna zima zaś w znacznym stopniu była dla mnie ( i jest)  czasem eksperymentów.  Efektami podzielę się oczywiście w miarę testowania kolejnych pomysłów, tu wspomnę tylko o jednym, kolejnym pożytku z nagietka.  Suszone płatki dodałam do czekoladowego mydełka glicerynowego, z bardzo zadowalającym skutkiem!

 Jak widać, niezależnie od upodobań, nagietek jest rośliną niesłychanie uniwersalną i warto po niego sięgać. Dla zdrowia, urody, radości…

Których wszystkim serdecznie życzę! Również zimą… 

Owocobranie cz. II

Jutro Przesilenie, początek astronomicznej Zimy –

i świętowane na wiele sposobów odrodzenie słońca.

Zatem ostatni to wpis „jesienny”… w tym roku.

CD

Rokitnik_zwyczajny_owoce_jesien3

fot. Internet

  • Rokitnik

Owoce tej jakże cennej rośliny na wiele lat zupełnie zniknęły z naszej kuchni (i apteczki), chociaż pamięta się o nich na wschodzie, w tym za naszą wschodnią granicą. Dziko rosnący rokitnik nie występuje na całym obszarze kraju, głównie na wschodzie właśnie i na północy. Bywa natomiast sadzony jako roślina ozdobna. W wielu regionach (np w Pieninach) dziczeje i można go znależć także poza uprawami. Jeszcze niedawno dziko rosnący był pod całkowitą ochroną, obecnie zmieniono to na częściową.

Rokitnik jest rośliną dwupienną, co oznacza, że owoce wydaje tylko jego żeńska wersja, w obecności męskiej (co umożliwia zapylenie). Jeżeli chcemy go uprawiać, trzeba wziąć to pod uwagę.

Jako bliski krewny oliwki, dostarcza bardzo wartościowego oleju, nie tylko do celów kulinarnych. Olej rokitnikowy jest olejem spożywczym, ale też bardzo cennym suplementem (lub lekiem) o unikalnym składzie. A także – kosmetykiem lub składnikiem kosmetyków. 

Owoce rokitnika mogą pozostawać na krzewach aż do wiosny (o ile nie zjedzą ich ptaki) i na ogół utrzymują sporą część swojej wartości. Jest jednym z nielicznych owoców, które nie tracą zawartej w nich witaminy C i to ani pod wpływem dłutrwałych mrozów (do wiosny), ani wysokich temperatur podczas przetwarzania. Owoce rokitnika zawierają też sporo pektyn, dzięki czemu doskonale nadaje się na galaretki i dżemy. W gruncie rzeczy nadają się do wszelkich wyrobów, zaś ich łagodny i lekko kwaskowaty smak powoduje, że mogą być także wytrawne.

Praktycznym utrudnieniem w użyciu rokitnika jest trudność zbioru owoców. Krzew jest mocno kolczasty, zaś rokitnikowe kuleczki dość miękkie i nieco opornie dają się odrywać od gałązek. Trzeba się z tym liczyć…

Bogactwo zastosowań owoców rokitnika: kulinarnych, kosmetycznych, prozdrowotnych i leczniczych jest, jak wspomniałam na wstępie, tradycyjnie znane i „od zawsze” doceniane na wschodzie. Jest tam zresztą znacznie bardziej dostępny. Zachęcam zatem do poszukiwań źródeł i przepisów u naszych wschodnich sąsiadów.

sliwa-tar_0221

fot. użyczona

  • Tarnina

Tarnina jest dziką śliwą, co zresztą dość łatwo poznać po wyglądzie owoców. Gorzej nieco ze smakiem, chociaż przy dobrych chęciach można go uznać za „śliwkowy”, tyle, że praktycznie pozbawiony słodyczy. Tarniny sa kwaśne i cierpkie, nawet zupełnie dojrzałe i po przemrożeniu.

Dojrzewają zresztą, jako się rzekło, bardzo późno, nie wcześniej niż w październiku. Najlepszy czas zbioru to okres, kiedy są już dojrzałe, ale jeszcze jędrne. Jak wszystkie śliwy bowiem tarnina ma sporą pestkę, którą należy usunąć, szczególnie jeżeli zamierzamy zrobić nalewkę.

Z punktu widzenia wartości leczniczej za bardziej przydatne uważa się kwiaty tego krzewu. Owoce, mające działanie lekko przeciwbiegunkowe, przeciwzapalne i ściągające, stosuje się rzadzej i raczej w mieszankach, w postaci suszonej.

Kulinarnie tarnina nadaje się do przerobu w takim samym zakresie jak śliwki, trzeba tylko liczyć się z jej naprawdę wyrazistym smakiem, nie dla każdego do zaakceptowania w postaci „czystej”. Często zatem tarninę wykorzystuje się raczej jako dodatek, niż surowiec bazowy.

Jeżeli chcemy pokusić się o wyroby z samej tarniny konieczne jest ich posłodzenie, wyraźnie mocniejsze niż w przypadku innych odmian śliwek. Nawet powidła, robione zwykle bez dodatku cukru, w przypadku tarniny muszą być dosładzane!

Bardzo wartościowa jest natomiast tarnina jako smakowy dodatek do innych późnojesiennych wyrobów. Mozna ją łączyć w kompozycje z np mało wyrazistymi w smaku owocami głogu i łagodnymi owocami uprawnymi, jak słodkie jabłka, dynia albo cukinie lub kabaczki.

Ciekawy efekt daje wytrawna nalewka tarninowa, słodzona minimalnie, bardziej dla podkreślenia innych odcieni smakowych!

Krzewinki

Jesienne owoce to również niepozorne, kojarzone raczej z letnimi zbiorami czarnych jagód, krzewinki. Rośliny lasów raczej niż pól lub łąk, oraz terenów podmakających.

1024px-Vaccinium_vitis-idaea_20060824_003

fot. z Wikipedii

  • Borówka brusznica

Borówki czerwone, w niektórych regionach znane jako brusznice lub gogodze, są w naszych regionach niewiele mniej rozpowszechnione niż te czarne. Zapomina się jednak o wartości ich owoców…

Brusznica ma smak lekko mączysty, przypominający tym owoce głogu. Jej cierpkawe owoce dojrzewają bardzo często dwukrotnie w ciągu roku. Pierwszy zbiór przypada w okresie podobnym do borówki czarnej, po czym ponownie zakwita i owocuje w pażdzierniku. Dlatego można ją zaliczyć do owoców jesiennych. Łodygi i liście brusznicy są zimozielone. W wielu regionach kraju, na równi z barwinkiem i bukszpanem, wykorzystuje się je do dekoracji koszyczków wielkanocnych. Wartość liści i ziela jako rośliny zielarskiej najwyższa jest wiosną. Owoców – późnym latem i jesienią. 

Owoce i ulistnione łodyżki brusznicy mają mocniejsze niż czarna jagoda działanie regulujące na jelita, w tym jelito grube. Zatem owoce tej krzewinki w kulinarnych zastosowaniach doskonale nadają się jako dodatek do potraw mięsnych i tłustych. Tak też przez wieki były wykorzystywane.

To brusznica właśnie, a nie używana dziś zastępczo galaretka z porzeczek ani nawet żurawiny, była bazowym składnikiem sosu Cumberland, używanego do dziczyzny. I nie tylko do niego…

zurawina

fot. z Wikipedii

  • Żurawina

Owoców żurawiny nie trzeba, jak sadzę, przedstawiać ani przypominać. Zyskały sobie stałą, w pełni zasłużoną pozycję w kulinarnym i zdrowotnym wykorzystaniu owoców. Mniej znany jest fakt, że także liście tej krzewinki działają regulująco, oczyszczająco i bakteriobójczo na drogi moczowe.

Liście jednak, jak to liście, mimo iż zimozielone, zbiera się wiosną. Późna jesień, a często i zima, to czas owoców żurawiny…

Krzewinki tej rośliny z wyglądu dałoby się pomylić z czerwoną borówką – obie są zimozielone, jak już wspomniałam i mają kuliste, czerwone owoce. Różnią je zasadniczo obszary występowania: borówka lubi tereny suche i piszczyste, żurawina, jak da się wnioskować z nazwy (błotna), jest typową rośliną mokradeł i terenów bagnistych. No i w żaden sposób nie da się pomylić smaku! Żurawina jest po prostu kwaśna, ten smak dominuje w niej zdecydowanie. Zarówno właśnie ciekawy smak jak i szeroki zakres użytkowy są z pewnością powodem popularności żurawiny. Wyrabiać można z niej wszystko, od soku, win, dżemów,galaretek i kisielu po wytrawne dodatki do mięs i ryb. 

Warto może wspomnieć, że coraz częściej można spotkać się z uprawami żurawiny wielkoowocowej, rośliny dziko rosnącej w Ameryce Północnej. Sprowadzona została ze względu na łatwość uprawy właśnie i owoce wyraźnie większe niż rodzima żurawina błotna. To z niej produkuje się ogromną wiekszość żurawinowych wyrobów dostępnych w sprzedaży. Zakres działania i sposoby przetwarzania są dla obu gatunków identyczne.

Nasiona i inne

400_300_fototapeta_galeria-flash_jesiennie---zoledzie-wsrod-lisci-papierowe_200544

fot. internet

Jesienne, późnojesienne i zimowe pożytki to nie tylko owoce mniej lub bardziej miękkie i soczyste. To również, na przykład, owoce jałowca i jemioły, których zbiór przypada właśnie zimą. Te drugie (jemioła) wyłącznie do zastosowań leczniczych!!!

No i rzecz jasna nasiona – wszelkie orzechy, żołędzie, kasztany: jadalne lub zwane kasztanami nasiona kasztanowca zwyczajnego (na kosmetyki), mak, zboża…. i wiele innych.

Późnych pożytków zielarskich jest w naszej florze jak widzać sporo. Jeżeli dodać do tego wszystkie mniej lub bardziej egzotyczne, od migdałów, winogron (rodzynek)  i fig po ananasy lub mango – lista robi się bogata!

I właśnie owo bogactwo, różnorodność i szczodrość Natury po raz kolejny chciałam podkreślić

 w tym ostatnim tej jesieni wpisie!

Jako uzupełnienie link do artykułu już niegdyś przeze mnie napisanego: „Owoce bez konserwantów”, (ze strony Natmed)

Owocobranie cz.I

Kiedy, co i do czego…

Wpis nieco opóźniony, tym niemniej dzikie owoce jesienne na ogół można zbierać dość długo, często aż do grudnia, toteż być może komuś jeszcze się przyda…

Kiedy…

Dzikie owoce zbieramy oczywiście, jak większość, w pełni dojrzałe. Te letnie, jak maliny, jeżyny lub czarne jagody zyskały „nobilitację”: są znane i popularne, doczekały się nawet odmian uprawnych. Nieco słabiej poznane są te jesienne, a warto o nich pamiętać nie tylko jako o roślinach ozdobnych!

Wiele takich owoców utrzymuje się na gałęziach lub krzewinkach długo, często do zimy. Niektóre, jak tarnina lub żurawina, dojrzewają wręcz dopiero późną jesienią (październik – listopad). Z punktu widzenia smaku oraz oryginalności wyrobów, większość można zbierać  nawet spod śniegu, o czym zresztą wspominałam ubiegłej zimy (kalina). Przemrożenie wielu gatunków jest wskazane, trzeba tylko pamiętać, że owoce zebrane w kilka miesięcy od czasu dojrzewania mają zwykle nieco niższą wartość, głównie tę leczniczą, ale i odżywczą. Warto też podkreślić, że nie ma wielkiego sensu zbieranie owoców „ususzonych” na drzewach lub krzewach, gdyż deszcze, wiatr i długotrwałe niskie temperatury pozbawiają je większości cennych składników. Pilnujmy zatem, by nasze zbiory, szczególnie te późniejsze, były jędrne i soczyste. Dotyczy to szczególnie owoców dzikiego bzu, często wysychających na gałęziach. Zdarzają się też wysuszone owoce jarzębiny, zwłaszcza na starszych drzewach. Takie surowce najlepiej pozostawić ptakom.

co i do czego…

Skupię się w tym tekście na owocach mi znanych, których używałam i które są obecne w różnych wersjach kuchni tradycyjnej lub ludowej. Nie zagłębiam się w te, z którymi nie mam praktyki, oraz wszelkie gatunki kontrowersyjne.

Czyli takie, których owoce są użytkowe przy zachowaniu bardzo ścisłych zaleceń,

w przeciwnym razie mogą być groźne dla zdrowia i życia (jak na przykład trzmielina lub osnówki cisu).

Zatem:

berbeys copy

Ozdobna odmiana berberysu

  • Berberys

Bardzo zapominany w wykazie użytkowych krzew, o jadalnych, cennych liściach, kwiatach i owocach. Coraz rzadziej spotyka się go w postaci dzikiej. Najczęściej widujemy berberysy jako krzewy ozdobne, z liśćmi barwnymi wiosną, jesienią, czasem przez cały sezon. Często są sadzone, niestety, przy ruchliwych ulicach lub drogach szybkiego ruchu. W takich miejscach oczywiście surowce z nich nie przydadzą się do niczego poza podziwianiem!

Owoce berberysu, dojrzewające wczesną jesienią, dość trudno wykorzystać do przetworów, ze względu na ich niewielki rozmiar i duże pestki. Najczęściej służą jako dodatek smakowy – są mocno kwaśne.

Dla zachowania maksymalnej ilości zawartej w nich witaminy C, najkorzystniej jest je po prostu suszyć – koniecznie w zaciemnionym miejscu.

Owoców berberysu nie warto zbierać później niż w początkach grudnia – chyba, że wyłącznie dla smaku.

bez owoce

  • Bez czarny dziki,

  • Bez koralowy (kalinka)

Oba gatunki bzu występują powszechnie. Przez wiele lat szczególnie bez czarny traktowano jako „chwast roślinny”. Z drugiej strony, zgodnie z wielowiekową tradycją, jego krzewy szanowano i otaczano estymą… Dla naszych przodków, nawet tych bardzo dawnych, był rośliną świętą, czczoną. W tradycji wielu regionów zachowano dla niej poszanowanie.

Czerwony dziki bez, o drobniejszych koralach, rozpowszechniony raczej w lasach i gęstych zaroślach, bardziej znany był (i jest) na wschodzie i w terenach górzystych. Popularnie zwany „kalinką”, ze względu na czerwone owoce, przypominające kalinę koralową, z którą nie należy go mylić!

Owoce bzu dojrzewają bardzo nieregularnie, zdarza się, że na tym samym krzewie mamy grona w pełni dojrzałe tuż obok jeszcze zielonych. Łatwiej odróżnić w pełni dojrzałe owoce bzu czarnego niż czerwonego (kalinki), przy czym te drugie dojrzewają nieco wcześniej. Szybciej też osypują się z krzewów – teraz, późna jesienią, raczej ich już nie znajdziemy. Bzy zbieramy od momentu pełnej dojrzałości, tak długo, jak długo pozostają soczyste. Najczęściej jest to wrzesień i częściowo październik.

Wokół owoców bzu narosło mnóstwo mitów, obaw i wątpliwości, związanych z jego toksycznymi składnikami. Jednocześnie w wielu regionach, nie tylko Polski, są traktowane jako podstawa potraw tradycyjnych. Z własnego, wieloletniego doświadczenia wiem, że, używane z umiarem, cenne i nieszkodliwe są zarówno soki, susze jak i „powidełka” (inaczej dżemy) z tych owoców, nawet z pestkami. Jedynym wymogiem dotyczącym owoców bzu jest ich podgrzanie (do temperatury ok 70 – 80 stopni), chociaż wina z ich dodatkiem są czasami robione z nieogrzanego surowca. Regułą jednak, także w przepisach tradycyjnych, jest ogrzewanie owoców bzu.

I bardzo zachęcam do pilnowania tej zasady!

Podobny zakres działania mają owoce aronii i można łączyć z nią owoce bzu, szczególnie czarnego.

Przy czym aronia nie zawiera zwiazków toksycznych, można ją jeść na surowo!

  • Czeremcha amerykańska (późna)

W zakresie użytkowania czeremchy odsyłam do bardziej doświadczonych…

róża pomarszczona

Róża pomarszczona

  • Dzika róża (owoc)

Owoce (wcześniej – płatki kwiatów) dzikich róż są bardzo pospolite i na ogół dość znane jako jadalne. Dzikie róże owocują bardzo nierównomiernie w czasie, zależnie od odmiany. Od środka lata (róża pomarszczona) do późnej jesieni. Wszystkie owoce róż można jeść na surowo, wręcz prosto z krzaków, oczywiście po uprzednim usunięciu pestek. Nie wymagają przemrożenia. Można je suszyć.

Oczywiście można (i warto) robić z owoców róży najróżnorodniejsze wyroby: soki, konfitury, dżemy, nalewki, wina, octy, owoce kandyzowane itd. Trzeba tylko mieć na uwadze, ze każda obróbka cieplna pozbawia je częściowo zawartej w nich witaminy C….

głóg

  • Głóg (owoc)

Bywa powszechnie mylony z innymi owocami, głównie dziką różą. Głóg to wysoki, dorodny, kolczasty krzew, bardzo rozpowszechniony w całym kraju. Pomyłka w nazwie wynika z podobieństwa do róży owoców głogu, liście są zupełnie odmienne, odmienny też jest ogólny pokrój rośliny.

Owoce przypominają zreszta różę tylko zewnetrznym wyglądem. Nie mają chcrakterystycznych, drobnych pestek z włoskami, tylko jedną, sporą. Zupełnie inny jest też smak, mączysty, lekko cierpki, pozbawiony wyraźnego u róż kwasku. Duża pestka i niewielka ilość miąższu sprawiają, że głogowe owoce są trudne do zagospodarowania w postaci przetworów. Można je suszyć, robić z nich soki lub octy, unikając tym samym problemu małej ilości surowca. Doskonale też nadają się do mieszanek z innymi, bardziej obfitymi owocami – dzikimi lub hodowlanymi.

Pomimo trudności w zagospodarowaniu warto pamiętać o głogu. Krzewy dają zwykle spore zbiory, zaś sam owoc jest bardzo cennym dodatkiem zarówno leczniczymm jak i spożywczym. Wspaniale stabilizuje i wzmacnia pracę serca, dostarcza tez cennych, szczególnie zimą, składników mineralnych. Dodatek głogu do mieszanek wzmacnia ich ogólne działanie.

Owoce głogu mozna zbierać bardzo długo, w zasadzie dopóty, dopóki się nie osypią lub nie zostaną zjedzone przez ptaki lub zwierzęta. Są odporne na wysychanie i mrożenie, chociaż pod koniec zimy sporo tracą na swojej wartosci , podobnie jak róża, miękną, ciemnieją. To sygnał, że przestały być zdatne do użytku.

jarząb

Jarząb szwedzki

  • Jarząb zwyczajny (jarzębina),

  • Jarząb szwedzki,

  • Jarząb mączysty (itp)

Do niedawna jedyną w gruncie rzeczy powszechnie dostępną odmianą jarząbu była w naszym regionie popularna jarzębina, czyli jarząb zwyczajny. Na północy kraju spotykało się jarząb szwedzki i mączysty. Obecnie coraz częściej te właśnie odmiany, chronione na stanowiskach dzikich, są sadzone jako drzewa ozdobne.

Wszystkie jarzębiny mają jadalne owoce. Dojrzewają w zależności od gatunku od września do początków pażdziernika. Zaleca się ich przemrożenie (na drzewie lub w zamrażalniku). Nie jest to wymóg absolutnie niezbędny, ale zmrożone owoce mają łagodniejsze działanie, szczególnie dla żołądka, oraz lepszy smak. Owoce jarzębin wpływają regulująco na przemianę materii, wspomagają też pracę serca i układu krążenia. W niewielkich dawkach są świetnym uzupełnieniem dietetycznym.

Zbierać można je długo, szczególnie z odmian północnych, na których owoce utrzymują się dłużej i pozostają jędrne. Nadają się do wyrobu mnóstwa przetworów, słodkich i wytrawnych. Można je suszyć.

kalina

  • Kalina koralowa

Kalina – bardzo zapomniana i nadal często traktowana jako owoc trujący. Warto o niej przypominać, z jedną ważną uwagą: nie każdy dobrze toleruje kalinę, szczególnie jeżeli nie jest z niczym łączona!!!

Kalina może dość mocno wpływać na pracę serca, przyśpieszając jego rytm. Jest to sprawa indywidualna i zanim zdecydujemy się zajadać smakołyki z kaliny, warto sprawdzić jak na nią reagujemy!

Dla skontrolowania swojego „dogadywania się” z kaliną wystarczy, na przykład, ugotować ( i wypróbować) małą ilość kompotu lub naparu z jej owoców…

Reakcja na kalinę jest zwykle znacznie łagodniejsza gdy łączymy ją z innymi surowcami. Może to być np jarzębina, róża, ale mogą być też owoce uprawne, jak jabłka, gruszki lub śliwki. W przetworach łączonych znacznie łagodniejszy jest też jej, bardzo charakterystyczny i nie dla każdego przyjemny, smak i zapach…

Kalina jest rośliną bardzo rozpowszechnioną w Polsce. Dojrzewa na ogół w październiku. Warto poczekać z jej zbiorem do przymrozków, gdyż przemrożenie korzystnie wpływa zarówno na jej działanie jak i smak. Chociaż można, oczywiście, zamrozić zebrane owoce w zamrażarce lub zamrażalniku.

Nadaje się do zrobienia w zasadzie wszystkiego, co tradycyjnie robi się z owoców, a zatem: soków, dżemów i konfitur, marmolady, suszu, a także win i nalewek. Przy czym wszystkie przetwory kalinowe oraz z dodatkiem kaliny maja, jak wspomniałam, specyficzny, wyrazisty smak i też warto skontrolować, czy przypadnie nam do gustu, zanim zabierzemy się za kalinowe przetwórstwo.

CDN…

Owoce jesieni

Aaaależ zaniedbałam bloga!!!! Przepraszam! Wszystkich!

Serdecznie!

5e8c379ffff87f0589d8842419105c00.media.300x238

***

Jesień z jej bogactwem owoców i nasion jest wciąż wyśmienitą porą

do „puszczenia wodzy” fantazji i kulinarnych (oraz kosmetycznych) doświadczeń.

Owoce jesieni uprawiane, „oswojone” przez ludzi, wszyscy doskonale znamy. Jabłka, gruszki, śliwki, orzechy, dynie i wszelkie ich pochodne, pomidory, ogórki, papryki  itd itp.

No i mamy owoce dzikie, które teraz, często po wiekach zapomnienia, wracają w obręb naszych zainteresowań.

Tu pozwolę sobie zacytować samą siebie:

Ważne!!!

Zanim zaczniemy stosować dzikie inspiracje kuchenne,

sprawdźmy jak reagujemy na każdą z roślin,

a także jak (i czy) nam smakują!!!

***

Wspólną cechą nieomal wszystkich dziko rosnących owoców jest to, że ich „masa użytkowa” jest wyraźnie mniejsza niż owoców hodowlanych. Czasami zatem niełatwo zgromadzić na tyle surowca, by sporządzać jedno smakowe przetwory (konfitury, dżemy, soki, powidła, przeciery itp). Jest to w pełni możliwe, jednak także bardziej pracochłonne… Ale i z taką trudnością można sobie poradzić!

Po pierwsze – wszystkie jadalne owoce dziko rosnące nadają się do suszenia. Można je później wykorzystywać do herbatek lub kompotów.

Można takie owoce także kandyzować – czyli obsmażać w cukrze. Zadanie pracochłonne, ale efekt – niesamowity! Surowca zaś nie trzeba wiele.

Można robić z nich jednosmakowe lub mieszane nalewki lub wina – ciekawe urozmaicenie zimowych zapasów.

Ważne! Nie robimy nalewek a owoców czarnego bzu ani bzu koralowego – chyba, że z ogrzanego wcześniej soku…

Można robić z owoców dzikich octy, jedno lub wieloskładnikowe.

Można w końcu uzupełniać czy też wzbogacać nimi wyroby z owoców bardziej mięsistych i objętościowych – jabłek, gruszek, śliwek, dyni,   a nawet kabaczków albo cukinii.

Każdy z gatunków dzikich doda do wyrobów swoje bogactwo, smak, zapach, nierzadko kolor. A to sprawia, że nasze wyroby będą bardziej urozmaicone, ciekawsze nawet „na oko” – no i znacznie cenniejsze odżywczo!

Jakiekolwiek wyroby lub przetwory decydujemy się zrobić,

szukamy zwykle przepisów.

Cóż, z tym bywa różnie… Kiedyś już wspominałam, że przepisy gotowe, takie „od A do Z”, na wyroby z owoców (i w ogóle surowców) dziko rosnących, dość trudno znaleźć. O ile zaś są, to często mocno zróżnicowane i nie zawsze spójne. Wynika to z prostego faktu, iż na wiele lat tego typu wyroby poszły „w odstawkę” (mówiąc trywialnie) i zapisów istnieje bardzo mało! Różnorodność istniejących pomysłów na tradycyjne potrawy zachowała się raczej jako elementy kuchni regionalnych lub historycznych – i tam najlepiej ich szukać. Z zastrzeżeniem, że niemało z nich nigdy nie miało na celu uzyskania wyrobów „zielarskich”, o działaniu leczniczym lub choćby profilaktycznym – stąd częste rozbieżności, nierzadko dziś postrzegane jako „błędy”.

Biorę to słowo w cudzysłów, bo często jest tak, że „sposoby na” z punktu widzenia tradycji znane i rozpowszechnione, negowane są dopiero od bardzo niedawna – na podstawie coraz bardziej zaawansowanych badań biochemicznych.

Tu powstaje istotne pytanie: co my sami uważamy za „błędne”?

Czego oczekujemy od naszych naturalnych (czyli własnego wyrobu) smakołyków lub kosmetyków? Czy bardziej zawierzymy tradycji i   przekazom sprzed wieków czy współczesnej nauce? Żadna z tych wersji nie jest „lepsza” ani „gorsza”. Po prostu różnią się zakresem wiedzy dostępnej w konkretnym czasie… oraz założeniami. I od tego, które z założeń uznamy za własne, zależy w gruncie rzeczy, jakie wersje wybierzemy. Oraz gdzie będziemy ich szukać…

Przy okazji warto zauważyć, że wyroby tradycyjne często zachowują w pełni „poprawność” biochemiczną, w drugą stronę zaś – nowo powstające przepisy lub koncepcje nie zawsze bazują na biochemii fitoterapeutycznej… To również zależy od celów, jakim maja służyć!

W kwestii samych przepisów zaś:

jestem przekonana, że każdy, kto kiedykolwiek robił domowe wyroby lub przetwory, wszystko jedno z jakich surowców, poradzi sobie i z tymi „zielarskimi”. Chociażby metodą prób i błędów!

Kto natomiast nie – cóż, będzie musiał faktycznie nauczyć się „od podstaw”. I znów – niezależnie od rodzaju owoców/ warzyw/ roślin…

Naprawdę istotne jest, jak wynika z moich wieloletnich doświadczeń,

nie tyle to jaki przepis wykorzystamy, co raczej:

na ile poznamy nowe surowce.

Ich charakterystyka w kolejnym wpisie.

***

jarząb

Jarząb szwedzki – owoce

Zaś żeby nie sprawdziło się powiedzonko, że „krowa, która dużo ryczy mało mleka daje”, wrzucam przepis „wieloczynnościowy”:

Masa jabłeczna lub dyniowa z owocami czarnego bzu (jarzębiny, kaliny),

do użycia do ciast, szarlotek, na galaretki, wypieki różne oraz jako samodzielny deser…

Proporcje: na 2 kg jabłek lub miąższu dyni

jabłka lub miąższ dyni 2 kg

owoce:

czarnego bzu 3 – 5 kiści

jarzębiny (jarzębu szwedzkiego, mączystego) 1/2 l

kaliny 1/4 lub 1/3 l

cukier lub (lepiej) miód ok. 30 dkg

odrobina wody, ewentualnie soku z cytryny

opcjonalnie dodatki smakowe: cynamon, goździki, inbir, gałka muszkatołowa itp (ja nie dodaję)

Wybrane dzikie owoce obać z szypułek, umyć.

Jarzębinę i/ lub kalinę lepiej przemrozić 12 – 24 godz (w zamrażalniku), po czym zblanszować i odcedzić.

Bzu nie ma potrzeby w żaden sposób przetwarzać.

Jabłka lub miąższ dyniowy pokroić w niewielką kostkę. Ogrzewać w sporym rondlu do uzyskania w miarę jednolitej konsystencji. W razie potrzeby odrobinę podlać wodą. Miazga powinna mieć strukturę gęstej masy, spadającej z łyżki płatami.

Do rozprażonej, gorącej masy dodać cukier/ miód, zamieszać starannie. Wsypać przygotowane owoce. Wymieszać, uważając (szczególnie z bzem!!!) by ich nie porozgniatać. Ogrzać jeszcze ok 10 – 15 min, przełożyć do sterylnych słoików.

Smacznego!!!