Wbrew zasadom, czyli…. coś do leczenia :)

Odstępuję nieco od unikania wpisów wyłącznie leczniczych.

Głównie dlatego, że ten konkretny syrop jest cenny, łatwy i dość mało znany.

A jest akurat pełnia sezonu kwitnącego chrzanu!

Dziś zatem:

chrzan_pospolity

Syrop z chrzanu

To bardzo wartościowy, a zarazem, jako się rzekło, łatwo dostępny syrop. Chrzan ma działanie grzybobójcze, bakteriobójcze, wykrztuśne oraz przeciwwirusowe. Ma też i inne, ale tym akurat zawdzięcza swą przydatność jako leczniczy syrop. Działa też ogólnie rozgrzewająco, co wspomaga proces leczenia infekcji.

Ważne! Przeciwskazaniem do stosowania chrzanu, nie tylko w postaci syropu, jest marskość i głębokie uszkodzenia wątroby!

Syrop z chrzanu można zrobić na kilka sposobów i o dowolnej porze roku. W gruncie rzeczy równie łatwo jak cenione syropy z cebuli. Wystarczy do tego chrzan (kwitnące łodygi, liście lub korzeń), miód lub mocny syrop z cukru i opcjonalnie niewielka ilość cytryny lub soku z malin.

Wersji i metod wykonania jest kilka, oto część z nich:

(z góry przepraszam,

w proporcjach nieco improwizuję,

zawsze robiłam to „na oko”)

Wersje miodowe

zlot, ogród Ewy, chrzan

  • 1 lub 2 kwitnące pędy chrzanu rozdrobnić, ugnieść w półlitrowym słoiku, zalać miodem. Kilkakrotnie starannie zamieszać. Po kilkunastu godzinach zażywać po łyżeczce. Do dłuższego przechowywania odcedzić.
  • 1 – 2 małe albo 1 spory liść chrzanu; wykonanie i używanie jak wyżej
  • 2 łyżki utartego korzenia chrzanu zalać szklanką dobrze ciepłej wody, odstawić na ok 2 – 3 godz; mieszać. Płyn odcedzić, dodać szklankę miodu, wymieszać.

Wszystkie podane wyżej wersje syropów można uzupełnić sokiem z połowy cytryny lub 2 – 3 łyżkami soku z malin

(lub innego ulubionego). Dla stabilizowania – dodać małą porcję wódki.

Nie mam niestety zbytniego doświadczenia z trwałością takich syropów na miodzie, zwykle robiłam je doraźnie, jak cebulowy.

Wersje z cukrem/syropem

zlot, ogród Ewy, chrzan

    • Najprostsza: rozdrobnione pędy z kwiatami i/ lub młode liście ubijać w słoiku, przesypując cukrem. Odstawić w ciemne, ciepłe miejsce. Po 7 – 14 na powierzchnię wytworzonego syropu wlać kilka kropel spirytusu, zakręcić. Przechowywać w chłodzie.
    • 1/4 l (powinny być dość mocno ugniecione w naczyniu) rozdrobnionych pędów z kwiatami i/ lub młodych liści chrzanu zalać 0,5 l gorącej wody, zagotować, odstawić na noc. Odcedzić, do maceratu dodać ok 20 dkg cukru, gotować na małym ogniu mniej wiecej pół godziny. Zlać na gorąco do małych buteleczek/ słoiczków.
    • Przygotować macerat z utratego korzenia chrzanu (wodę chrzanową) wg sposobu powyżej (Wersje miodowe). Odcedzić. Przyrządzić gęsty syrop z pół szklanki cukru i minimalnej ilości wody. Wlać do niego macerat chrzanu, zagotować. Gorące zlać do małych butelek/ słoiczków.

    Wersje cukrowe także można wzbogacać cytryną lub sokami oraz stabilizować alkoholem. Przy czym sprawdzona przeze mnie twałość takich syropów z cukrem, w chłodnym i ciemnym miejscu, to około pół roku. Dłużej nigdy nie trzymałam – nie ma potrzeby, są szybkie i łatwe w wykonaniu, zaś korzeń chrzanu jest łatwo dostepny.

    Najmocniejsze w działaniu są wersje z korzeni oraz zielonego surowca przesypanego cukrem. Pozostałe nieco łagodniejsze.

    Z całego serca wszystkim życzę,

    by NIE potrzebowali tych przepisów!!!!

Owocobranie cz. II

Jutro Przesilenie, początek astronomicznej Zimy –

i świętowane na wiele sposobów odrodzenie słońca.

Zatem ostatni to wpis „jesienny”… w tym roku.

CD

Rokitnik_zwyczajny_owoce_jesien3

fot. Internet

  • Rokitnik

Owoce tej jakże cennej rośliny na wiele lat zupełnie zniknęły z naszej kuchni (i apteczki), chociaż pamięta się o nich na wschodzie, w tym za naszą wschodnią granicą. Dziko rosnący rokitnik nie występuje na całym obszarze kraju, głównie na wschodzie właśnie i na północy. Bywa natomiast sadzony jako roślina ozdobna. W wielu regionach (np w Pieninach) dziczeje i można go znależć także poza uprawami. Jeszcze niedawno dziko rosnący był pod całkowitą ochroną, obecnie zmieniono to na częściową.

Rokitnik jest rośliną dwupienną, co oznacza, że owoce wydaje tylko jego żeńska wersja, w obecności męskiej (co umożliwia zapylenie). Jeżeli chcemy go uprawiać, trzeba wziąć to pod uwagę.

Jako bliski krewny oliwki, dostarcza bardzo wartościowego oleju, nie tylko do celów kulinarnych. Olej rokitnikowy jest olejem spożywczym, ale też bardzo cennym suplementem (lub lekiem) o unikalnym składzie. A także – kosmetykiem lub składnikiem kosmetyków. 

Owoce rokitnika mogą pozostawać na krzewach aż do wiosny (o ile nie zjedzą ich ptaki) i na ogół utrzymują sporą część swojej wartości. Jest jednym z nielicznych owoców, które nie tracą zawartej w nich witaminy C i to ani pod wpływem dłutrwałych mrozów (do wiosny), ani wysokich temperatur podczas przetwarzania. Owoce rokitnika zawierają też sporo pektyn, dzięki czemu doskonale nadaje się na galaretki i dżemy. W gruncie rzeczy nadają się do wszelkich wyrobów, zaś ich łagodny i lekko kwaskowaty smak powoduje, że mogą być także wytrawne.

Praktycznym utrudnieniem w użyciu rokitnika jest trudność zbioru owoców. Krzew jest mocno kolczasty, zaś rokitnikowe kuleczki dość miękkie i nieco opornie dają się odrywać od gałązek. Trzeba się z tym liczyć…

Bogactwo zastosowań owoców rokitnika: kulinarnych, kosmetycznych, prozdrowotnych i leczniczych jest, jak wspomniałam na wstępie, tradycyjnie znane i „od zawsze” doceniane na wschodzie. Jest tam zresztą znacznie bardziej dostępny. Zachęcam zatem do poszukiwań źródeł i przepisów u naszych wschodnich sąsiadów.

sliwa-tar_0221

fot. użyczona

  • Tarnina

Tarnina jest dziką śliwą, co zresztą dość łatwo poznać po wyglądzie owoców. Gorzej nieco ze smakiem, chociaż przy dobrych chęciach można go uznać za „śliwkowy”, tyle, że praktycznie pozbawiony słodyczy. Tarniny sa kwaśne i cierpkie, nawet zupełnie dojrzałe i po przemrożeniu.

Dojrzewają zresztą, jako się rzekło, bardzo późno, nie wcześniej niż w październiku. Najlepszy czas zbioru to okres, kiedy są już dojrzałe, ale jeszcze jędrne. Jak wszystkie śliwy bowiem tarnina ma sporą pestkę, którą należy usunąć, szczególnie jeżeli zamierzamy zrobić nalewkę.

Z punktu widzenia wartości leczniczej za bardziej przydatne uważa się kwiaty tego krzewu. Owoce, mające działanie lekko przeciwbiegunkowe, przeciwzapalne i ściągające, stosuje się rzadzej i raczej w mieszankach, w postaci suszonej.

Kulinarnie tarnina nadaje się do przerobu w takim samym zakresie jak śliwki, trzeba tylko liczyć się z jej naprawdę wyrazistym smakiem, nie dla każdego do zaakceptowania w postaci „czystej”. Często zatem tarninę wykorzystuje się raczej jako dodatek, niż surowiec bazowy.

Jeżeli chcemy pokusić się o wyroby z samej tarniny konieczne jest ich posłodzenie, wyraźnie mocniejsze niż w przypadku innych odmian śliwek. Nawet powidła, robione zwykle bez dodatku cukru, w przypadku tarniny muszą być dosładzane!

Bardzo wartościowa jest natomiast tarnina jako smakowy dodatek do innych późnojesiennych wyrobów. Mozna ją łączyć w kompozycje z np mało wyrazistymi w smaku owocami głogu i łagodnymi owocami uprawnymi, jak słodkie jabłka, dynia albo cukinie lub kabaczki.

Ciekawy efekt daje wytrawna nalewka tarninowa, słodzona minimalnie, bardziej dla podkreślenia innych odcieni smakowych!

Krzewinki

Jesienne owoce to również niepozorne, kojarzone raczej z letnimi zbiorami czarnych jagód, krzewinki. Rośliny lasów raczej niż pól lub łąk, oraz terenów podmakających.

1024px-Vaccinium_vitis-idaea_20060824_003

fot. z Wikipedii

  • Borówka brusznica

Borówki czerwone, w niektórych regionach znane jako brusznice lub gogodze, są w naszych regionach niewiele mniej rozpowszechnione niż te czarne. Zapomina się jednak o wartości ich owoców…

Brusznica ma smak lekko mączysty, przypominający tym owoce głogu. Jej cierpkawe owoce dojrzewają bardzo często dwukrotnie w ciągu roku. Pierwszy zbiór przypada w okresie podobnym do borówki czarnej, po czym ponownie zakwita i owocuje w pażdzierniku. Dlatego można ją zaliczyć do owoców jesiennych. Łodygi i liście brusznicy są zimozielone. W wielu regionach kraju, na równi z barwinkiem i bukszpanem, wykorzystuje się je do dekoracji koszyczków wielkanocnych. Wartość liści i ziela jako rośliny zielarskiej najwyższa jest wiosną. Owoców – późnym latem i jesienią. 

Owoce i ulistnione łodyżki brusznicy mają mocniejsze niż czarna jagoda działanie regulujące na jelita, w tym jelito grube. Zatem owoce tej krzewinki w kulinarnych zastosowaniach doskonale nadają się jako dodatek do potraw mięsnych i tłustych. Tak też przez wieki były wykorzystywane.

To brusznica właśnie, a nie używana dziś zastępczo galaretka z porzeczek ani nawet żurawiny, była bazowym składnikiem sosu Cumberland, używanego do dziczyzny. I nie tylko do niego…

zurawina

fot. z Wikipedii

  • Żurawina

Owoców żurawiny nie trzeba, jak sadzę, przedstawiać ani przypominać. Zyskały sobie stałą, w pełni zasłużoną pozycję w kulinarnym i zdrowotnym wykorzystaniu owoców. Mniej znany jest fakt, że także liście tej krzewinki działają regulująco, oczyszczająco i bakteriobójczo na drogi moczowe.

Liście jednak, jak to liście, mimo iż zimozielone, zbiera się wiosną. Późna jesień, a często i zima, to czas owoców żurawiny…

Krzewinki tej rośliny z wyglądu dałoby się pomylić z czerwoną borówką – obie są zimozielone, jak już wspomniałam i mają kuliste, czerwone owoce. Różnią je zasadniczo obszary występowania: borówka lubi tereny suche i piszczyste, żurawina, jak da się wnioskować z nazwy (błotna), jest typową rośliną mokradeł i terenów bagnistych. No i w żaden sposób nie da się pomylić smaku! Żurawina jest po prostu kwaśna, ten smak dominuje w niej zdecydowanie. Zarówno właśnie ciekawy smak jak i szeroki zakres użytkowy są z pewnością powodem popularności żurawiny. Wyrabiać można z niej wszystko, od soku, win, dżemów,galaretek i kisielu po wytrawne dodatki do mięs i ryb. 

Warto może wspomnieć, że coraz częściej można spotkać się z uprawami żurawiny wielkoowocowej, rośliny dziko rosnącej w Ameryce Północnej. Sprowadzona została ze względu na łatwość uprawy właśnie i owoce wyraźnie większe niż rodzima żurawina błotna. To z niej produkuje się ogromną wiekszość żurawinowych wyrobów dostępnych w sprzedaży. Zakres działania i sposoby przetwarzania są dla obu gatunków identyczne.

Nasiona i inne

400_300_fototapeta_galeria-flash_jesiennie---zoledzie-wsrod-lisci-papierowe_200544

fot. internet

Jesienne, późnojesienne i zimowe pożytki to nie tylko owoce mniej lub bardziej miękkie i soczyste. To również, na przykład, owoce jałowca i jemioły, których zbiór przypada właśnie zimą. Te drugie (jemioła) wyłącznie do zastosowań leczniczych!!!

No i rzecz jasna nasiona – wszelkie orzechy, żołędzie, kasztany: jadalne lub zwane kasztanami nasiona kasztanowca zwyczajnego (na kosmetyki), mak, zboża…. i wiele innych.

Późnych pożytków zielarskich jest w naszej florze jak widzać sporo. Jeżeli dodać do tego wszystkie mniej lub bardziej egzotyczne, od migdałów, winogron (rodzynek)  i fig po ananasy lub mango – lista robi się bogata!

I właśnie owo bogactwo, różnorodność i szczodrość Natury po raz kolejny chciałam podkreślić

 w tym ostatnim tej jesieni wpisie!

Jako uzupełnienie link do artykułu już niegdyś przeze mnie napisanego: „Owoce bez konserwantów”, (ze strony Natmed)

Owocobranie cz.I

Kiedy, co i do czego…

Wpis nieco opóźniony, tym niemniej dzikie owoce jesienne na ogół można zbierać dość długo, często aż do grudnia, toteż być może komuś jeszcze się przyda…

Kiedy…

Dzikie owoce zbieramy oczywiście, jak większość, w pełni dojrzałe. Te letnie, jak maliny, jeżyny lub czarne jagody zyskały „nobilitację”: są znane i popularne, doczekały się nawet odmian uprawnych. Nieco słabiej poznane są te jesienne, a warto o nich pamiętać nie tylko jako o roślinach ozdobnych!

Wiele takich owoców utrzymuje się na gałęziach lub krzewinkach długo, często do zimy. Niektóre, jak tarnina lub żurawina, dojrzewają wręcz dopiero późną jesienią (październik – listopad). Z punktu widzenia smaku oraz oryginalności wyrobów, większość można zbierać  nawet spod śniegu, o czym zresztą wspominałam ubiegłej zimy (kalina). Przemrożenie wielu gatunków jest wskazane, trzeba tylko pamiętać, że owoce zebrane w kilka miesięcy od czasu dojrzewania mają zwykle nieco niższą wartość, głównie tę leczniczą, ale i odżywczą. Warto też podkreślić, że nie ma wielkiego sensu zbieranie owoców „ususzonych” na drzewach lub krzewach, gdyż deszcze, wiatr i długotrwałe niskie temperatury pozbawiają je większości cennych składników. Pilnujmy zatem, by nasze zbiory, szczególnie te późniejsze, były jędrne i soczyste. Dotyczy to szczególnie owoców dzikiego bzu, często wysychających na gałęziach. Zdarzają się też wysuszone owoce jarzębiny, zwłaszcza na starszych drzewach. Takie surowce najlepiej pozostawić ptakom.

co i do czego…

Skupię się w tym tekście na owocach mi znanych, których używałam i które są obecne w różnych wersjach kuchni tradycyjnej lub ludowej. Nie zagłębiam się w te, z którymi nie mam praktyki, oraz wszelkie gatunki kontrowersyjne.

Czyli takie, których owoce są użytkowe przy zachowaniu bardzo ścisłych zaleceń,

w przeciwnym razie mogą być groźne dla zdrowia i życia (jak na przykład trzmielina lub osnówki cisu).

Zatem:

berbeys copy

Ozdobna odmiana berberysu

  • Berberys

Bardzo zapominany w wykazie użytkowych krzew, o jadalnych, cennych liściach, kwiatach i owocach. Coraz rzadziej spotyka się go w postaci dzikiej. Najczęściej widujemy berberysy jako krzewy ozdobne, z liśćmi barwnymi wiosną, jesienią, czasem przez cały sezon. Często są sadzone, niestety, przy ruchliwych ulicach lub drogach szybkiego ruchu. W takich miejscach oczywiście surowce z nich nie przydadzą się do niczego poza podziwianiem!

Owoce berberysu, dojrzewające wczesną jesienią, dość trudno wykorzystać do przetworów, ze względu na ich niewielki rozmiar i duże pestki. Najczęściej służą jako dodatek smakowy – są mocno kwaśne.

Dla zachowania maksymalnej ilości zawartej w nich witaminy C, najkorzystniej jest je po prostu suszyć – koniecznie w zaciemnionym miejscu.

Owoców berberysu nie warto zbierać później niż w początkach grudnia – chyba, że wyłącznie dla smaku.

bez owoce

  • Bez czarny dziki,

  • Bez koralowy (kalinka)

Oba gatunki bzu występują powszechnie. Przez wiele lat szczególnie bez czarny traktowano jako „chwast roślinny”. Z drugiej strony, zgodnie z wielowiekową tradycją, jego krzewy szanowano i otaczano estymą… Dla naszych przodków, nawet tych bardzo dawnych, był rośliną świętą, czczoną. W tradycji wielu regionów zachowano dla niej poszanowanie.

Czerwony dziki bez, o drobniejszych koralach, rozpowszechniony raczej w lasach i gęstych zaroślach, bardziej znany był (i jest) na wschodzie i w terenach górzystych. Popularnie zwany „kalinką”, ze względu na czerwone owoce, przypominające kalinę koralową, z którą nie należy go mylić!

Owoce bzu dojrzewają bardzo nieregularnie, zdarza się, że na tym samym krzewie mamy grona w pełni dojrzałe tuż obok jeszcze zielonych. Łatwiej odróżnić w pełni dojrzałe owoce bzu czarnego niż czerwonego (kalinki), przy czym te drugie dojrzewają nieco wcześniej. Szybciej też osypują się z krzewów – teraz, późna jesienią, raczej ich już nie znajdziemy. Bzy zbieramy od momentu pełnej dojrzałości, tak długo, jak długo pozostają soczyste. Najczęściej jest to wrzesień i częściowo październik.

Wokół owoców bzu narosło mnóstwo mitów, obaw i wątpliwości, związanych z jego toksycznymi składnikami. Jednocześnie w wielu regionach, nie tylko Polski, są traktowane jako podstawa potraw tradycyjnych. Z własnego, wieloletniego doświadczenia wiem, że, używane z umiarem, cenne i nieszkodliwe są zarówno soki, susze jak i „powidełka” (inaczej dżemy) z tych owoców, nawet z pestkami. Jedynym wymogiem dotyczącym owoców bzu jest ich podgrzanie (do temperatury ok 70 – 80 stopni), chociaż wina z ich dodatkiem są czasami robione z nieogrzanego surowca. Regułą jednak, także w przepisach tradycyjnych, jest ogrzewanie owoców bzu.

I bardzo zachęcam do pilnowania tej zasady!

Podobny zakres działania mają owoce aronii i można łączyć z nią owoce bzu, szczególnie czarnego.

Przy czym aronia nie zawiera zwiazków toksycznych, można ją jeść na surowo!

  • Czeremcha amerykańska (późna)

W zakresie użytkowania czeremchy odsyłam do bardziej doświadczonych…

róża pomarszczona

Róża pomarszczona

  • Dzika róża (owoc)

Owoce (wcześniej – płatki kwiatów) dzikich róż są bardzo pospolite i na ogół dość znane jako jadalne. Dzikie róże owocują bardzo nierównomiernie w czasie, zależnie od odmiany. Od środka lata (róża pomarszczona) do późnej jesieni. Wszystkie owoce róż można jeść na surowo, wręcz prosto z krzaków, oczywiście po uprzednim usunięciu pestek. Nie wymagają przemrożenia. Można je suszyć.

Oczywiście można (i warto) robić z owoców róży najróżnorodniejsze wyroby: soki, konfitury, dżemy, nalewki, wina, octy, owoce kandyzowane itd. Trzeba tylko mieć na uwadze, ze każda obróbka cieplna pozbawia je częściowo zawartej w nich witaminy C….

głóg

  • Głóg (owoc)

Bywa powszechnie mylony z innymi owocami, głównie dziką różą. Głóg to wysoki, dorodny, kolczasty krzew, bardzo rozpowszechniony w całym kraju. Pomyłka w nazwie wynika z podobieństwa do róży owoców głogu, liście są zupełnie odmienne, odmienny też jest ogólny pokrój rośliny.

Owoce przypominają zreszta różę tylko zewnetrznym wyglądem. Nie mają chcrakterystycznych, drobnych pestek z włoskami, tylko jedną, sporą. Zupełnie inny jest też smak, mączysty, lekko cierpki, pozbawiony wyraźnego u róż kwasku. Duża pestka i niewielka ilość miąższu sprawiają, że głogowe owoce są trudne do zagospodarowania w postaci przetworów. Można je suszyć, robić z nich soki lub octy, unikając tym samym problemu małej ilości surowca. Doskonale też nadają się do mieszanek z innymi, bardziej obfitymi owocami – dzikimi lub hodowlanymi.

Pomimo trudności w zagospodarowaniu warto pamiętać o głogu. Krzewy dają zwykle spore zbiory, zaś sam owoc jest bardzo cennym dodatkiem zarówno leczniczymm jak i spożywczym. Wspaniale stabilizuje i wzmacnia pracę serca, dostarcza tez cennych, szczególnie zimą, składników mineralnych. Dodatek głogu do mieszanek wzmacnia ich ogólne działanie.

Owoce głogu mozna zbierać bardzo długo, w zasadzie dopóty, dopóki się nie osypią lub nie zostaną zjedzone przez ptaki lub zwierzęta. Są odporne na wysychanie i mrożenie, chociaż pod koniec zimy sporo tracą na swojej wartosci , podobnie jak róża, miękną, ciemnieją. To sygnał, że przestały być zdatne do użytku.

jarząb

Jarząb szwedzki

  • Jarząb zwyczajny (jarzębina),

  • Jarząb szwedzki,

  • Jarząb mączysty (itp)

Do niedawna jedyną w gruncie rzeczy powszechnie dostępną odmianą jarząbu była w naszym regionie popularna jarzębina, czyli jarząb zwyczajny. Na północy kraju spotykało się jarząb szwedzki i mączysty. Obecnie coraz częściej te właśnie odmiany, chronione na stanowiskach dzikich, są sadzone jako drzewa ozdobne.

Wszystkie jarzębiny mają jadalne owoce. Dojrzewają w zależności od gatunku od września do początków pażdziernika. Zaleca się ich przemrożenie (na drzewie lub w zamrażalniku). Nie jest to wymóg absolutnie niezbędny, ale zmrożone owoce mają łagodniejsze działanie, szczególnie dla żołądka, oraz lepszy smak. Owoce jarzębin wpływają regulująco na przemianę materii, wspomagają też pracę serca i układu krążenia. W niewielkich dawkach są świetnym uzupełnieniem dietetycznym.

Zbierać można je długo, szczególnie z odmian północnych, na których owoce utrzymują się dłużej i pozostają jędrne. Nadają się do wyrobu mnóstwa przetworów, słodkich i wytrawnych. Można je suszyć.

kalina

  • Kalina koralowa

Kalina – bardzo zapomniana i nadal często traktowana jako owoc trujący. Warto o niej przypominać, z jedną ważną uwagą: nie każdy dobrze toleruje kalinę, szczególnie jeżeli nie jest z niczym łączona!!!

Kalina może dość mocno wpływać na pracę serca, przyśpieszając jego rytm. Jest to sprawa indywidualna i zanim zdecydujemy się zajadać smakołyki z kaliny, warto sprawdzić jak na nią reagujemy!

Dla skontrolowania swojego „dogadywania się” z kaliną wystarczy, na przykład, ugotować ( i wypróbować) małą ilość kompotu lub naparu z jej owoców…

Reakcja na kalinę jest zwykle znacznie łagodniejsza gdy łączymy ją z innymi surowcami. Może to być np jarzębina, róża, ale mogą być też owoce uprawne, jak jabłka, gruszki lub śliwki. W przetworach łączonych znacznie łagodniejszy jest też jej, bardzo charakterystyczny i nie dla każdego przyjemny, smak i zapach…

Kalina jest rośliną bardzo rozpowszechnioną w Polsce. Dojrzewa na ogół w październiku. Warto poczekać z jej zbiorem do przymrozków, gdyż przemrożenie korzystnie wpływa zarówno na jej działanie jak i smak. Chociaż można, oczywiście, zamrozić zebrane owoce w zamrażarce lub zamrażalniku.

Nadaje się do zrobienia w zasadzie wszystkiego, co tradycyjnie robi się z owoców, a zatem: soków, dżemów i konfitur, marmolady, suszu, a także win i nalewek. Przy czym wszystkie przetwory kalinowe oraz z dodatkiem kaliny maja, jak wspomniałam, specyficzny, wyrazisty smak i też warto skontrolować, czy przypadnie nam do gustu, zanim zabierzemy się za kalinowe przetwórstwo.

CDN…

Owoce jesieni

Aaaależ zaniedbałam bloga!!!! Przepraszam! Wszystkich!

Serdecznie!

5e8c379ffff87f0589d8842419105c00.media.300x238

***

Jesień z jej bogactwem owoców i nasion jest wciąż wyśmienitą porą

do „puszczenia wodzy” fantazji i kulinarnych (oraz kosmetycznych) doświadczeń.

Owoce jesieni uprawiane, „oswojone” przez ludzi, wszyscy doskonale znamy. Jabłka, gruszki, śliwki, orzechy, dynie i wszelkie ich pochodne, pomidory, ogórki, papryki  itd itp.

No i mamy owoce dzikie, które teraz, często po wiekach zapomnienia, wracają w obręb naszych zainteresowań.

Tu pozwolę sobie zacytować samą siebie:

Ważne!!!

Zanim zaczniemy stosować dzikie inspiracje kuchenne,

sprawdźmy jak reagujemy na każdą z roślin,

a także jak (i czy) nam smakują!!!

***

Wspólną cechą nieomal wszystkich dziko rosnących owoców jest to, że ich „masa użytkowa” jest wyraźnie mniejsza niż owoców hodowlanych. Czasami zatem niełatwo zgromadzić na tyle surowca, by sporządzać jedno smakowe przetwory (konfitury, dżemy, soki, powidła, przeciery itp). Jest to w pełni możliwe, jednak także bardziej pracochłonne… Ale i z taką trudnością można sobie poradzić!

Po pierwsze – wszystkie jadalne owoce dziko rosnące nadają się do suszenia. Można je później wykorzystywać do herbatek lub kompotów.

Można takie owoce także kandyzować – czyli obsmażać w cukrze. Zadanie pracochłonne, ale efekt – niesamowity! Surowca zaś nie trzeba wiele.

Można robić z nich jednosmakowe lub mieszane nalewki lub wina – ciekawe urozmaicenie zimowych zapasów.

Ważne! Nie robimy nalewek a owoców czarnego bzu ani bzu koralowego – chyba, że z ogrzanego wcześniej soku…

Można robić z owoców dzikich octy, jedno lub wieloskładnikowe.

Można w końcu uzupełniać czy też wzbogacać nimi wyroby z owoców bardziej mięsistych i objętościowych – jabłek, gruszek, śliwek, dyni,   a nawet kabaczków albo cukinii.

Każdy z gatunków dzikich doda do wyrobów swoje bogactwo, smak, zapach, nierzadko kolor. A to sprawia, że nasze wyroby będą bardziej urozmaicone, ciekawsze nawet „na oko” – no i znacznie cenniejsze odżywczo!

Jakiekolwiek wyroby lub przetwory decydujemy się zrobić,

szukamy zwykle przepisów.

Cóż, z tym bywa różnie… Kiedyś już wspominałam, że przepisy gotowe, takie „od A do Z”, na wyroby z owoców (i w ogóle surowców) dziko rosnących, dość trudno znaleźć. O ile zaś są, to często mocno zróżnicowane i nie zawsze spójne. Wynika to z prostego faktu, iż na wiele lat tego typu wyroby poszły „w odstawkę” (mówiąc trywialnie) i zapisów istnieje bardzo mało! Różnorodność istniejących pomysłów na tradycyjne potrawy zachowała się raczej jako elementy kuchni regionalnych lub historycznych – i tam najlepiej ich szukać. Z zastrzeżeniem, że niemało z nich nigdy nie miało na celu uzyskania wyrobów „zielarskich”, o działaniu leczniczym lub choćby profilaktycznym – stąd częste rozbieżności, nierzadko dziś postrzegane jako „błędy”.

Biorę to słowo w cudzysłów, bo często jest tak, że „sposoby na” z punktu widzenia tradycji znane i rozpowszechnione, negowane są dopiero od bardzo niedawna – na podstawie coraz bardziej zaawansowanych badań biochemicznych.

Tu powstaje istotne pytanie: co my sami uważamy za „błędne”?

Czego oczekujemy od naszych naturalnych (czyli własnego wyrobu) smakołyków lub kosmetyków? Czy bardziej zawierzymy tradycji i   przekazom sprzed wieków czy współczesnej nauce? Żadna z tych wersji nie jest „lepsza” ani „gorsza”. Po prostu różnią się zakresem wiedzy dostępnej w konkretnym czasie… oraz założeniami. I od tego, które z założeń uznamy za własne, zależy w gruncie rzeczy, jakie wersje wybierzemy. Oraz gdzie będziemy ich szukać…

Przy okazji warto zauważyć, że wyroby tradycyjne często zachowują w pełni „poprawność” biochemiczną, w drugą stronę zaś – nowo powstające przepisy lub koncepcje nie zawsze bazują na biochemii fitoterapeutycznej… To również zależy od celów, jakim maja służyć!

W kwestii samych przepisów zaś:

jestem przekonana, że każdy, kto kiedykolwiek robił domowe wyroby lub przetwory, wszystko jedno z jakich surowców, poradzi sobie i z tymi „zielarskimi”. Chociażby metodą prób i błędów!

Kto natomiast nie – cóż, będzie musiał faktycznie nauczyć się „od podstaw”. I znów – niezależnie od rodzaju owoców/ warzyw/ roślin…

Naprawdę istotne jest, jak wynika z moich wieloletnich doświadczeń,

nie tyle to jaki przepis wykorzystamy, co raczej:

na ile poznamy nowe surowce.

Ich charakterystyka w kolejnym wpisie.

***

jarząb

Jarząb szwedzki – owoce

Zaś żeby nie sprawdziło się powiedzonko, że „krowa, która dużo ryczy mało mleka daje”, wrzucam przepis „wieloczynnościowy”:

Masa jabłeczna lub dyniowa z owocami czarnego bzu (jarzębiny, kaliny),

do użycia do ciast, szarlotek, na galaretki, wypieki różne oraz jako samodzielny deser…

Proporcje: na 2 kg jabłek lub miąższu dyni

jabłka lub miąższ dyni 2 kg

owoce:

czarnego bzu 3 – 5 kiści

jarzębiny (jarzębu szwedzkiego, mączystego) 1/2 l

kaliny 1/4 lub 1/3 l

cukier lub (lepiej) miód ok. 30 dkg

odrobina wody, ewentualnie soku z cytryny

opcjonalnie dodatki smakowe: cynamon, goździki, inbir, gałka muszkatołowa itp (ja nie dodaję)

Wybrane dzikie owoce obać z szypułek, umyć.

Jarzębinę i/ lub kalinę lepiej przemrozić 12 – 24 godz (w zamrażalniku), po czym zblanszować i odcedzić.

Bzu nie ma potrzeby w żaden sposób przetwarzać.

Jabłka lub miąższ dyniowy pokroić w niewielką kostkę. Ogrzewać w sporym rondlu do uzyskania w miarę jednolitej konsystencji. W razie potrzeby odrobinę podlać wodą. Miazga powinna mieć strukturę gęstej masy, spadającej z łyżki płatami.

Do rozprażonej, gorącej masy dodać cukier/ miód, zamieszać starannie. Wsypać przygotowane owoce. Wymieszać, uważając (szczególnie z bzem!!!) by ich nie porozgniatać. Ogrzać jeszcze ok 10 – 15 min, przełożyć do sterylnych słoików.

Smacznego!!!

Medialnie

Nareszcie ujarzmiłam ten, zawiły dla mnie, temat: udostępnianie filmu… A zatem spóźnione, ale jest! Z ogromną wdzięcznością dla Aleksa Berdowicza i jego wielkiej pasji!

 

 

 

 

 

Konserwacja ziół sposób 6: tłuszcze odc. I

Konserwacja w tłuszczach

Kolejną metodą zachowania wartości biologicznej ziół jest ich maceracja w tłuszczach. Niezaprzeczalnie najstarsza obok suszenia metoda zielarskiego „przetwórstwa”, dosyć długo zapomniana,  powoli wraca do łask.

Maceracja tłuszczowa jest przydatna:

* w leczeniu (maści, wyciągi olejowe),

* w kuchni (oleje smakowe)

* w kosmetyce (kremy, balsamy, szminki itp).

Tłuszcze stałe

Przez wiele wieków do pozyskania maści wykorzystywało się metodę ogrzewania surowca roślinnego w tłuszczach zwierzęcych – smalcu lub łoju. Często używanym i bardziej wartościowym od wieprzowego był smalec gęsi.  Stosowano także masło, jako składnik nadający maściom stosowną konsystencję.

Współcześnie często zamiast tłuszczy zwierzęcych używa się stałych olejów roślinnych (kokosowy, kakaowy itp), nieznanych lub niedostępnych przed wiekami.

Niezależnie od użytego tłuszczu maść stanowi produkt leczniczy i jako taki jest wykorzystywana. Przykładowo przypominam  opisywaną już kiedyś maść topolową (przepis w linkowanym wpisie), chociaż rodzajów i pomysłów na maści jest dużo więcej oczywiście. 

***

Obok zwierzęcych znane są w zielarstwie tłuszcze roślinne. W zasadzie same w sobie są one „wyrobami zielarskimi”, jako tłoczone lub w inny sposób pozyskiwane z roślin. Oleje i oliwa były też (i są)  bazą do sporządzania bardziej złożonych wyrobów.

Olejki zielarskie czyli wyciągi olejowe z ziół

Nie należy mylić ich z pozyskiwaniem olejków eterycznych!

Te ostatnie produkuje się metodą destylacji, trudną w warunkach domowych i bardzo kosztowną.

Olejki zielarskie natomiast bez wielkiego kłopotu możemy zrobić sami.

Są na to dwa podstawowe sposoby – na zimno i na gorąco.

Olejki tego typu można robić z bardzo wielu roślin, ziela lub kwiatów. Szczególnie cenna jest ta metoda dla zachowania tych składników biologicznych, które lepiej rozpuszczają się w tłuszczach niż wodzie lub alkoholu. Do takich należą np karoteny.

Aby zrobić taki olejek na zimno należy świeży surowiec roślinny zalać lekko ogrzanym olejem i odstawić  w ciemne, najlepiej ciepłe miejsce,

potrząsając co jakiś czas.

Maceracja trwa od jednego do trzech miesięcy.

Po tym czasie zlewamy gotowy olejek, odcedzając go starannie, najlepiej przez płótno.

Przechowujemy bez dostępu światła słonecznego.

olejki

Metodą na gorąco możemy uzyskać olejek już po trzech dniach. Wymaga to nieco pracy, uwagi i doświadczenia. Tym niemniej nie jest jakoś specjalnie trudne!

Istotne wskazówki:

* podczas ogrzewania nie doprowadzamy wody w łaźni wodnej do wrzenia; powinna być na granicy zagotowania

* poziom płynów (wody i oleju) powinien być wyrównany; wodę trzeba od czasu do czasu uzupełnić

* nie przykrywamy maceratów ani całego garnka!!! Woda nie może dostać się do oleju!

*dobrze zmacerowane rośliny nabierają wyglądu jakby „spalonych”, co widać na zdjęciu poniżej:

olej krzemowy

fot. Ewa Ślęczek

Olejek „krzemionkowy” przed odcedzeniem

* stygnąc po ostatnim ogrzewaniu oleje często mętnieją; to normalne, wyklarują się po dniu lub dwóch

***

Przepisy, przepisy, przepisy…

Przy czym podkreślam:

są to metody stosowane przeze mnie, sprawdzające się bardzo dobrze,

ale nie oznacza to, że jedynie słuszne!!!

Olejek nagietkowy

Pora wyrobu: okres kwitnienia

świeże kwiaty nagietka : całe koszyczki lub płatki; ok. 1/6 l

1/2 l oleju (najlepiej rzepakowego lub słonecznikowego)

Kwiaty lub płatki wsypać do niewielkiego garnuszka lub słoika; powinno ich być 1/3 pojemności po lekkim ugnieceniu. Zalać olejem tak, aby były przykryte. Odczekać, żeby nasiąkły tłuszczem (ok pół godziny).

Uzupełnić ilość oleju (tak, by rośliny stanowiły 1/3 pojemności)

Wstawić do łaźni wodnej – poziom wody w naczyniu powinien sięgać poziomu oleju; ogrzewać w temperaturze poniżej wrzenia przez 1 – 1,5 godziny.

Proces ogrzewania powtarzać 2 –3 dni z rzędu. Płatki staną się kruche, przejrzyste, olej żółtopomarańczowy.

Po skończeniu maceracji na gorąco odcisnąć kwiaty, najlepiej przez płótno; zlać do małych butelek, najlepiej ciemnych. Przechowywać w chłodzie.

Stosuje się raczej zewnętrznie. Może być bazą dla maści nagietkowej, olejkiem do opalania, leczniczym na wszelkie urazy, oparzenia, podrażnienia skóry itp itd

Olejek nagietkowy jest wyjątkowo uniwersalnym wyrobem!!!

3x ujęcie 3

fot. Ewa Ślęczek

Olejki: z nagietka, dziurawca i „krzemionkowy”

(widać zmętnienie nagietkowego)

Olejek z dziurawca

Pora wyrobu: pełnia kwitnienia (lipiec)

świeże kwiaty dziurawca, ok. 1/6 l

 olej roślinny, najlepiej rzepakowy, 1/2 l

1 łyżeczka spirytusu lub mocnej wódki (nalewki)

Kwiaty wsypane do niewielkiego garnuszka  lub słoika zwilżyć alkoholem. Po pół godzinie zalać olejem, pozostawić by nasiąkły

Dalej: przyrządzać jak olej nagietkowy.

Odciśnięty przez szmatkę, przechowywać w ciemnych naczyniach, w chłodzie. Olej ten ma bardzo wysoką koncentrację związków czynnych. Na ogół do użytku zewnętrznego.

Ostrożnie w przypadku silnego nasłonecznienia!!!!

Olejek dziurawcowy ma wysoką zawartość hyperycyny;

 jest intensywnie, czerwono zabarwiony.

Poza działaniem gojącym i łagodzącym przy problemach skórnych (podobnie jak nagietek), olej z dziurawca  jest doskonałym środkiem na:

* przebarwienia skóry (usuwa nawet plamy w bielactwie)

* bóle artretyczne i reumatyczne

* przyspieszenie gojenia po złamaniach i zwichnięciach

* regenerację i wzmocnienie tkanek miękkich stawów

Olejek „krzemionkowy”

wykonuję z roślin o wysokim wysyceniu krzemem – np. skrzyp, pokrzywa, łopian, liście babki itp

Sprawdza się doskonale jako maseczka na włosy, do regeneracji skóry suchej i pękającej, do wzmacniania paznokci, naczyń krwionośnych, leczenia obolałych i zniekształconych stawów – i wielu innych

 Olejki (wyciągi olejowe)

można robić z bardzo wielu różnych surowców, miedzy innymi rumianku, szałwii, mięty, lawendy..

Doskonale nadają się do masażu!

W zależności od użytego surowca otrzymujemy wyroby lecznicze, kosmetyczne lub nawet spożywcze!

CDN

Konserwacja ziół sposób 5: cukier i miód odc III

Kontynuując fantazje na temat słodkości…

Kolejne sezonowe

przepisy, przepisy, przepisy… 

kwiat cz bzu copy

Syrop z kwiatów czarnego bzu

Pora wyrobu – pełnia kwitnienia (czerwiec)

15 – 20  szt baldachów kwiatu bzu (zależnie od  wielkości)
1 – 2 łyżeczki kwasku cytrynowego lub sok z 1 – 1,5 cytryny,
1,5 – 2 kg cukru lub miodu
1 l wody
Kwiaty zbierać w pełni rozwinięte, w suche, słoneczne dni. Oczyścić z żyjątek układając na jasnym podkładzie.
Całe baldachy włożyć do kamiennego garnka lub słoja.
Wodę przegotować, dodać sok z  cytryny/ kwas, przestudzić. Kwiaty zalać zimną, przegotowaną, zakwaszoną wodą.
Osłonić płótnem, ściereczką lub gazą, tak przykryte odstawić na 2 doby (48 godz)
Ważne! Nie należy przedłużać czasu macerowania kwiatów – szybko ulegają zepsuciu. Przy wysokich temperaturach czasem wystarczy nieco krótszy okres – nie mniej jednak niż 36 godz.
Po wymacerowaniu zlać, odcisnąć przez płótno. Podgrzać, ale nie więcej niż do ok. 70 – 80 stopni Stopniowo wsypywać cukier lub dodawać miód – ile się rozpuści. Zwykle wystarcza 1,5 kg.
Zlać gorące do sterylnych naczyń, najlepiej szklanych. Przechowywać w chłodzie.

Musujący napój z kwiatów czarnego bzu

 Pora wyrobu – pełnia kwitnienia  (czerwiec)
12 – 15 szt baldachów kwiatu bzu,
50 – 70 dkg cukru,
skórka i sok z 1 cytryny,
2 łyżki octu winnego,
4,5 l wody
Kwiaty zbierać w pełni rozkwitu, w suche, słoneczne dni. Oczyścić jak wyżej.
Ułożyć w naczyniu kamiennym, szklanym lub emaliowanym o poj. min. 5 l.
Wodę zagotować, dodać skórkę i sok z cytryny, ocet, rozpuścić cukier (ilość dopasować do upodobań). Dobrze ciepłą (prawie gorącą) wodą z dodatkami zalać kwiaty, odstawić na 24 godziny.
Po tym czasie zlać, przecisnąć przez płótno, rozlać do sterylnych, szczelnie zamykanych naczyń.
Uwaga! Nie nalewamy do pełna!!!
 Przechowywać w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. Zaczyna musować po 5 – 6 dniach,  pełną jakość osiąga po 10 – 14 dniach.
Można przechowywać dłużej w ciemnym, chłodnym miejscu.
Z kwiatami czarnego bzu można pofantazjować na różne sposoby,  przygotowując z nich wiele ciekawych i smacznych potraw, jak chociażby kwiaty w cieście
róża kwiat

Surowa konfitura z róży

Pora wyrobu – czas pełni kwitnienia (czerwiec, lipiec)

1 l płatków róż, najlepiej cukrowej stulistnej,

ok.30 dkg cukru,

kilka łyżeczek soku z cytryny (lub odrobina wody)

Świeżo zebrane płatki wsypać do donicy (makutry), skropić sokiem lub wodą, nakryć. Po ok.1 godzinie (lub nieco dłużej – płatki powinny być wyraźnie wilgotne) ucierać pałką, dosypując cukier.
Dobrze utarta konfitura nie może być włóknista, zbrylona ani zbyt rzadka. Dla poprawy gęstości można dosypać odrobinę cukru. Ucierania trwa ok.1 godz, czasem nieco dłużej.
Uwaga! Smak będzie mniej gorzkawy, jeżeli pozbawimy płatki białych końcówek.
Kolor wzmacnia i wydobywa dodatek soku z cytryny, poprawia też smak i aromat. Lepiej zatem użyć cytryny niż wody.
orzech_wloski_741
Fotografia ze strony „Moje drzewa”

Bezalkoholowa wersja orzechówki

czyli:

Konfitura z młodych orzechów włoskich

Pora wyrobu – (czerwiec,lipiec)
0,5 kg zielonych, jeszcze miękkich owoców orzecha włoskiego,
0,5 l wody,
0,5 – 1 kg cukru
Owoce umyć, osuszyć, pokroić w ćwiartki lub plasterki, zależnie od wielkości. Zasypać w słoju 1/3 ilości cukru, pozostawić na 5 – 8 godz.
Kiedy wyraźnie puszczą sok z wody i reszty cukru ugotować syrop, na wrzący wsypać owoce wraz w wytworzonym sokiem. Trzymać na małym ogniu ok. 15 min, odstawić. Podobnie postąpić jeszcze dwu – trzykrotnie, w kolejne dni. Jeżeli trzeba, wodę uzupełniać, ale minimalnie, na tyle, by cukier nie osadzał się na ściankach naczynia.
Uwaga! Sok z młodych orzechów jest trwałym barwnikiem, naczynie po nim będzie pociemniałe. Takie przebarwienie bardzo trudno usunąć!

Gorącą konfiturę przełożyć do małych słoiczków, zakręcić, szybko ostudzić.

 

Proponowane przepisy są, jak zwykle sprawdzone,

ale  stanowią zarazem sugestię i zachętę do tworzenia własnych kompozycji i eksperymentów

A jest to naprawdę proste!!!

Oto pomysł z dnia dzisiejszego, powstały z potrzeby chwili oraz „tego, co pod ręką”:

Shake „Szaleństwa panny Ewy”

(nazwany od imienia autorki pomysłu)

Mrożone jagody, truskawki, banan i jogurt zmiksowane razem i uzupełnione odrobiną syropu z czarnego bzu.

Szybko, prosto, wyśmienite, finezyjne wręcz w smaku danie deserowe  – jak widać nic trudnego! 

Herbatki ziołowe inaczej

Zwane herbatkami napary z roślin robi się zwykle

w najprostszy z możliwych sposobów.

Liście, kwiaty, owoce czy inną, wybraną część rośliny (albo ich mieszankę) zalewamy wrzątkiem. Pod przykryciem odstawiamy do zaparzenia na kilka lub kilkanaście minut i … delektujemy się. Smakiem, aromatem, barwą. Często również wyglądem…

10258625_616385661783327_215273962144581351_n

Napar z mieszanki wiosennej,

Dobre Miejsce, Alfredówka

W identyczny sposób przygotowujemy „herbatę z herbaty”, czyli liści pochodzacego z Chin krzewu herbacianego Camellia sinensis. Z jednym zastrzeżeniem – nie miewamy na ogół do dyspozycji świeżych liści krzewu herbacianego. To, co dziś pijemy jako herbatę, jest gotowym do sprzedaży wyrobem, od dawna już preparowanym metodami coraz bardziej uprzemysłowionymi.

Chińska „herbatka” – czyli napar, z herbaty był poczatkowo robiony ze świeżych lub suszonych liści krzewu herbacianego. Identycznie jak rodzime napary z ziół. I, dokładnie jak my rodzime „zioła”, traktowano ją jako lek.. o czym przy innej okazji już wspominałam.

Znane dzisiaj odmiany i rodzaje herbat pochodzących z Kraju Środka: białych, zielonych, czarnych, zapachowych itd, to efekt wielowiekowych eksperymentów, zmian i rozwoju metod, jakimi się herbatę przetwarza.

Jedną ze stosowanych od wieków metod jest tzw „fermentacja” herbaty.

Biorę to słowo w cudzysłów, jako że z biochemicznego punktu widzenia procesy zachodzące w liściach herbaty z żadną fermentacją nie mają nic wspólnego. Jest to raczej utlenianie enzymatyczne.

Dla pasjonatów ciekawe informacje chociażby tutaj: „Produkcja herbaty. Proces produkcji herbaty a kolory herbaty”

pol_pl_Assam-FTGFOP1-Second-Flush-`Malty`-40_1

Herbaty fermentowane – źródło internet

Chińczycy ładnych kilka wieków temu wpadli na taki pomysł urozmaicenia smaku i potencjału swojego surowca. Zdążyli go w tym czasie udoskonalić oraz rozpowszechnić na cały świat. Zainteresowanie naparami z rozmaicie przetworzonych liści herbaty rosło. Początkowo w Japonii (IX w), później także w Europie. Szczególnie w Portugalii i Anglii, od czasu nawiązania kontaktów handlowych z Państwem Środka, czyli końca XVI i w XVII w. Ze zmiennym szczęściem wprawdzie, tym niemniej herba’ta (ziele tea) zdążyła stać się popularna…

Nie oznacza to, ze Chiny miały monopol w zakresie specyficznego przetwarzania liści roślin. Wprawdzie nie wszystkie rośliny nadają się do uzyskania efektu smacznej i wartościowej „fermentacji”, ale jest ich znacznie więcej niż krzew herbaciany.

W Rosji, do której herbata chińska (jako dar Cesarza dla Cara) dotarła w początkach XVII w, znano wcześniej podobny napój: fermentowane liście wierzbówki kiprzycy.

wierzbówka

Fot. Dominik Wojczyk

Ta rosyjska wersja „czarnej herbaty”, znana (w XIX w) w Europie jako „Koporskij czaj”,  popularność zyskała sobie jako tańsza, a dla wielu smaczniejsza alternatywa dla herbaty chińskiej. Więcej o tym na blogu Herbiness.

 

Nasi przodkowie także mieli swoje ulubione napoje z przetworzonych liści, między innymi poziomek, malin, jeżyny, dzikiej róży..

Sposób pozyskiwania fermentowanej herbaty z wierzbówki kiprzycy można znależć w podanym wyżej linku do bloga Herbiness

Liście pozostałych wspomnianych i wielu innych roślin da się poddawać podobnej obróbce. Starszą nieco od tej „w słoju” i bardziej tradycyjną metodą jest:

 „Herbatka zimowa”

czyli

fermentowanie liści w wilgotnym płótnie:

Młode liście  malin, jeżyn i poziomek zbieramy w proporcji mniej więcej 1 : 1 : 1. Można je umyć pod bieżąca wodą, zachowanie idealnej suchości nie jest tu konieczne. Przy zbiorze należy bardzo uważać by na liściach nie było śladów po owadach (jajeczka, oprzędy) albo ślimakach!!!

Następnie pozwalamy liściom nieco „podwiędnąć”. Rozsypujemy je w 2 – 3 warstwach na sicie lub w tekturowym pudle i pozostawiamy. Zależnie od temperatury więdnięcie potrwa 2 do 5 godz.

Kolejnym krokiem jest rolowanie/ zgniecenie liści. Optymalnie jest rolować je dłońmi, ale jeżeli mamy bardzo dużą porcję, albo jeżynę wyraźnie już kłującą, można włożyć je pomiędzy warstwy płótna i lekko pognieść wałkiem. Musi to być jednak delikatny nacisk – liście nie powinny być zmiażdżone, a jedynie „puszczające sok”.

Tak przygotowane liście rozsypujemy na czystym płótnie niezbyt grubą, najwyżej podwójną warstwą i lekko skrapiamy wodą. Nie maja być mokre tylko zwilżone! Ja wykorzystuję do tego celu zraszacz do kwiatów.

Następnie zawijamy wszystko wraz z płótnem trochę jak  naleśnik lub krokiecik: boki zawijamy do środka i rolujemy całość dość luźno, ale szczelnie. Spryskujemy też powierzchnię płótna, by było wilgotne, podobnie jak wcześniej liście. Odkładamy w spokojne i raczej ciepłe (ale nie gorące!) miejsce.

Taki pakiecik pozostawiamy na 3 do 5 dni.  Czas trwania procesu zmian liści zależy od temperatury (im cieplej tym szybciej) oraz wilgotności. Przez cały czas trzeba pilnować, by płótno było lekko wilgotne! 

 Do zawiniętych liści warto zajrzeć  po 3 dniach – zwykle już po tym czasie są wyraźnie zmienione, zbrązowiałe i zaczynają słodko pachnieć zapachem zbliżonym do róży. To znak, ze proces można zakończyć. Jeżeli jednak są wciąż raczej zielone i robią wrażenie tylko przywiędłych, pozostawiamy je nadal w wilgotnym płótnie. Najpóźniej  po 5 dniach fermentowanie kończymy.

Rozwijamy wówczas „pakunek” i suszymy liście, najlepiej w podwyższonej temperaturze. Bardzo dobrze sprawdzają się tu suszarki, chociaż nasze babcie kładły taką porcję po prostu na ciepłym piecu…. (osłoniętą od kurzu suchą ściereczką).

Zalecana przy obróbce innych herbat temperatura 100 stopni jest jak najbardziej wskazana i jeżeli mamy taką możliwość, najlepiej tak właśnie przefermentowane liście wysuszyć!

Przechowujemy je w szczelnych pudełkach lub szklanych pojemnikach.

Wyraźny podczas fermentowania, przyjemny, często kwiatowy zapach znika przy suszeniu. Bez obaw, zaparzenie herbaty uwolni go znowu!

Uwaga!!!

Do konserwowania tą metodą nie nadają się liście o wysokiej zawartości garbników, tanin i innych substancji gorzkich!  

Podany tu sposób jest metodą „chałupniczą” i nie nadaje się do stosowania przy przetwarzaniu roślin leczniczych! 

Życzę wszystkim smacznych i udanych eksperymentów herbacianych

Ponieważ proces jest nieco zapomniany, zaś zaleceń w tym temacie niewiele, pozwolę sobie podkreślić, że wszelkie eksperymenty w tym kierunku podejmujemy na własną rękę – i ryzyko! Ryzykujemy wprawdzie tylko tym, ze zamiast smacznej, pachnącej herbatki uzyskamy nie nadający się do spożycia wyrób o podejrzanym wyglądzie i/ lub zapachu, tym niemniej jest to jakieś tam „ryzyko” i trzeba je wziąć pod uwagę…

Przy czym nie zrażajmy się absolutnie ewentualnym niepowodzeniem – jak wiadomo, praktyka czyni mistrza!

O liściach słów kilka

Liście, liście, liście

Zbiór liści roślin – zdawać by się mogło, nic prostszego…

W tak prostym działaniu jednak również trzeba zachować podstawowe zasady i terminy, o ile chcemy mieć wartościowy surowiec, nie szkodząc przy okazji Naturze.

Liście to materiał bardzo zróżnicowany. Możemy je zbierać z roślin zielnych (jednorocznych i bylin), krzewów lub drzew.

O terminach zbierania roślin było już wcześniej: „Pory zbioru”, ale bardzo ogólnie….

Zbieranie liści jest poniekąd zadaniem na cały sezon zielarski,

przy czym:

 – liście drzew i krzewów zbieramy wyłącznie wiosną!

Najlepiej przed kwitnieniem, chociaż młode listki pojawiające się później na końcach pędów również są użytkowe. Ale jest ich znacznie mniej.

screen bez cz

Młodziutkie liście czarnego bzu – kwiatostan w pączku

Zasada „przed kwitnieniem” nie dotyczy  drzew i krzewów kwitnących zanim pojawią się liście lub równolegle z nimi – jak brzozy, leszczyna, jesion, dąb… 

liście brzozy

Młode liście brzozy

– liście roślin zielnych zbiera się po prostu młode.

Nie musimy restrykcyjnie przestrzegać wyłącznie „majowej” pokrzywy, wczesnowiosennych mniszków, babki, chrzanu i wielu innych. Ważne natomiast by były to faktycznie młode, jasnozielone liście… 

pokrzywa

Młoda pokrzywa

– Pędy drzew iglastych (igły to też liście!)

zbieramy od chwili gdy są już zielone do czasu, kiedy zaczynają  wyraźnie ciemnieć

odrosty sosny

Pędy sosny do zbioru

Bardzo dużo jest również zastosowań dla liści.

Oczywiście zastosowania są różne dla różnych gatunków!!!

Liście można między innymi:

  • suszyć,
  • kisić,
  • „fermentować” (określenie nieco mylące, ten proces jest w zasadzie utlenianiem enzymatycznym)
  • konserwować solą lub cukrem,
  • wykorzystać na syropy, maceraty lub tinktury alkoholowe,
  • wyroby tłuszczowe (maści, maceraty olejowe)…

Różne metody konserwacji omawiałam wcześniej

w serii : „Konserwowanie ziół” ; 

pojawią się też kolejne propozycje

 

Liści możemy używać

  • na surowo lub do gotowania jako zieleninę,
  • parzyć z nich napary lub odwary:
  • do picia,
  • kąpieli,
  • płukania włosów,
  • wyrobu toników lub bardziej złożonych kosmetyków
  • do mieszanek zapachowych (poduszeczki, wiązanki)
  • jako składniki kadzideł…

Zależnie od tego z jakich roślin pochodzą, liście mogą być użytkowe na co dzień (prozdrowotnie); jako leki; surowiec „magiczny” – jednogatunkowo lub w mieszankach.

 

 

To w gruncie rzeczy najbardziej wszechstronny „pożytek” z roślin,

nadający się do różnorodnej obróbki.

 

barszcz screen

Konserwacja ziół sposób 5: cukier i miód odc. II : „Miodek z mniszka”

Dziś – dwa w jednym czyli:

Seria: konserwacja w cukrze/miodzie, syropy, konfitury, soki 

oraz z cyklu:

przepisy, przepisy, przepisy…

Obiecany „miodek z mniszka lekarskiego”

Nazywanie go „miodem”, mimo, iż dość powszechne i utrwalone tradycją, budzi od jakiegoś czasu kontrowersje i sprzeciw pszczelarzy. Ja także, wychodząc z założenia, że miód robią pszczoły, a nie ludzie, używam zastępczo nazwy „miodek”. Lub, po prostu „syrop”.

Ten drobny kompromis niczego nie zmienia w wartości wyrobu, a pozwala unikać dyskusji i sporów. Przy okazji: warto pamiętać,  że ten konkretny wyrób nie ma właściwości miodu pszczelego, chociaż przypomina go wyglądem i w dużym stopniu smakiem. Ma za to inne, nie mniej cenne. Z czego mało rozpowszechniona, a godna uwagi, jest jego zdolność osłony, oczyszczania i regeneracji wątroby. 

Najlepszym okresem jego wyrobu jest czas, kiedy mniszek kwitnie masowo;

zwykle końcowe dni kwietnia i pierwsza połowa maja

Syrop/ miodek z kwiatów mniszka lekarskiego (przepis)

400 kwiatów mniszka

1 l wody

1 kg cukru (może być brązowy, trzcinowy, nierafinowany)

pół (lub nieco mniej) łyżeczki kwasku cytrynowego albo sok z połowy cytryny

mniszek

Kwiaty mniszka lekarskiego

Kwiaty zbieramy w pełni rozwinięte, zawsze! w suchy, najlepiej słoneczny dzień. Nie do reklamówki ani foliowej torby – najlepiej do koszyka albo miski,nie mogą być ugniecione ani zaparzone!

Przyniesione do domu rozkładamy „łebkami w dół” na jasnym podkładzie, by oczyścić je z żyjątek.

Nie myjemy kwiatów! 

kwiat mniszekz podpisemZebrane kwiaty

Ułożyć je najlepiej zaraz po przyniesieniu do domu – szybko więdną i stulają płatki… 

rozłożone kwiatki podpis

Na podkładzie (papier, płótno, jasny blat) kwiaty zostawiamy ok pół godziny. Można trochę dłużej. Uwaga! Brudzą, zatem wykorzystujmy jako podkład coś, czego nie będzie nam szkoda…lub da się umyć.

 Następnie wrzucamy kwiaty do garnka, zalewamy odmierzoną wodą i zagotowujemy. Pozostawiamy pod przykryciem do maceracji minimum 4 – 5 godz; czasem pozostawiam na noc, nie dłużej jednak niż 10 godz.  Następnie odcedzamy kwiaty i wyciskamy je mocno.

odcedzamy podp  Odcedzamy na sicie przez płótno

Do odciskania kwiatów najlepiej wykorzystać płótna lub ściereczki o dość luźnym splocie. „Gęste” tkaniny spowodują, że zmarnuje nam się niemało maceratu; gaza lub samo sito mogą nie wyłapać wszystkich zanieczyszczeń…

wyciskamy copy

Każdą porcję kwiatów starannie odciskamy

Po wymacerowaniu, jak widać, płyn ma już wyraźnie brązowo – złoty kolor, czasem wpadający w zielonkawy. Nie sugerujmy się jednak takim czy innym odcieniem! Prawdę mówiąc niemal każda partia „miodku z mniszka” jest nieco inna od pozostałych, to normalne…

Odciśnięte kwiaty można zużyć na różne sposoby, ale nie są zbyt wartościowe – macerowanie pozbawiło je najważniejszych składników.

Płyn zaczynamy ogrzewać, dodając do niego cukier. Zagęszczamy powoli na malutkim ogniu lub z boku płyty kuchennej tak długo, aż uzyska gęstość „do nitki”, jak lukier. Powierzchnia płynu zacznie się pienić, należy bardzo uważać, by nam nie „uciekł” z garnka!!! Pod sam koniec dodajemy kwasek lub sok z cytryny.

spienione copy

Syrop z mniszka pod koniec odparowywania

Teraz pozostaje nam tylko zlać gotowy „miodek” do przygotowanych wcześniej naczyń. Wyparzonych lub wyjałowionych w inny sposób oczywiście! Zlewamy na gorąco, gdyż stygnąc dość szybko gęstnieje. Z tego samego powodu lepiej stosować słoiki niż np butelki. Zlewanie i natychmiastowe zakręcenie gorącego syropu ma też tę zaletę, że nie trzeba go już pasteryzować.

zlewanie1 copy

Zlewanie gotowego wyrobu

W zasadzie to wszystko, wystarczy poczekać aż ostygnie – i delektować się!

Uwagi dodatkowe

Przepisów na ten wyrób jest sporo, podaję tu stosowany przeze mnie. Jest w miarę prosty i wypróbowany – także pod kątem przydatności terapeutycznej!

Najczęściej przygotowuję kolejne partie z 3 l wody (1200 kwiatków) – daje to dobrą jakość i jednocześnie w miarę rozsądny czas zagęszczania (plus minus 1,5 godz)

Cukier, o ile ktoś koniecznie chce go unikać,  da się zastąpić melasą, ale nie mając z nią doświadczenia nie umiem podać proporcji.

Kolejne partie gotowego syropu często różnią się od siebie kolorem – to zależy od mnóstwa czynników i nie ma znaczenia dla jego wartości.

Zdarzają się też różnice w konsystencji (mniej lub bardziej gęsty). Te z kolei zależą na ogół od czasu zagęszczania, chociaż bywają też inne powody.  To również ma niewielki wpływ na jego użytkowość, o ile tylko nie jest zupełnie wodnisty lub „skamieniały”… W obu przypadkach sytuacja jest do naprawienia; zbyt płynny można uregulować dodatkowym ogrzaniem, zbyt gęsty zaś – rozcieńczeniem w wodzie…  Wodą można również rozpuszczać kryształy cukru, niekiedy spore, wytrącające się czasem przy dłuższym przechowywaniu.

Podałam tak szczegółowy opis przygotowania „miodku” (syropu) z kwiatów mniszka również z tej przyczyny, że podstawowy proces jest niemal identyczny z wyrobem wszystkich syropów uzyskiwanych z maceratów.

Pisałam już o nich w pierwszej części „cukrowej”

Różnice to przede wszystkim czas maceracji, odmienny w zasadzie dla każdej rośliny, oraz długość procesu zagęszczania. Większość syropów ma postać bardziej płynną, zatem zagęszczenie trwa krócej. 

O wyrobach słodkich i konserwacji cukrem/ miodem

CDN